28.06.2018, 21:10
Mnie zawsze interesowała praca na kolei albo w komunikacji miejskiej. Dlaczego tutaj? Bardzo proste, szybko łapię temat i dobrze się czuję. Poszedłem w komunikację miejską, chociaż bardzo żałuję, że nie poszedłem do szkoły kolejowej w Warszawie.
Napiszę to z perspektywy pracownika komunikacji miejskiej, a dokładnie kierowcy autobusu. Wszystkie szkolenia i badania odbyły się bezproblemowo, egzamin praktyczny zdałem za drugim razem. Najtrudniejszym etapem w moim zawodzie było to, jak już zostałem sam. Na kursie miałem obok siebie instruktora, potem przez jakiś czas patrona, a jak zostałem sam, to już byłe przez 2-3 miesiące ciężko. Niby znałem te wszystkie procedury ale jeszcze nie miałem doświadczenia. Poszedłem na głęboką wodę. Tras trzeba po godzinach się uczyć, pierwsze zatargi z pasażerami, gafy na drodze itp. Niby na zajezdni każdy pomagał ale tak naprawdę człowiek w całym tym bałaganie był sam. Chciałem, żeby wszystko było dobrze ale czasami nie wychodziło. Nie raz musiałem się ze swoich gaf tłumaczyć. Później zostałem wyrzucony z firmy. Teraz z perspektywy czasu uważam, że dobrze zrobili. Nie muszę w tym kołchozie dalej tkwić. Poszedłem do innej, która również obsługiwała komunikację miejską. I wiecie co? Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko przeszło. Inna atmosfera, ludzie, praca na totalnym luzie. W obecnej firmie siedzę już 3,5 roku i do tej pory nie narzekam.
Teraz idę do pracy, robię swoje, a z chwilą wyjścia z zajezdni zapominam o pracy. Żadnego stresu, niepokoju, totalny luz.
Napiszę to z perspektywy pracownika komunikacji miejskiej, a dokładnie kierowcy autobusu. Wszystkie szkolenia i badania odbyły się bezproblemowo, egzamin praktyczny zdałem za drugim razem. Najtrudniejszym etapem w moim zawodzie było to, jak już zostałem sam. Na kursie miałem obok siebie instruktora, potem przez jakiś czas patrona, a jak zostałem sam, to już byłe przez 2-3 miesiące ciężko. Niby znałem te wszystkie procedury ale jeszcze nie miałem doświadczenia. Poszedłem na głęboką wodę. Tras trzeba po godzinach się uczyć, pierwsze zatargi z pasażerami, gafy na drodze itp. Niby na zajezdni każdy pomagał ale tak naprawdę człowiek w całym tym bałaganie był sam. Chciałem, żeby wszystko było dobrze ale czasami nie wychodziło. Nie raz musiałem się ze swoich gaf tłumaczyć. Później zostałem wyrzucony z firmy. Teraz z perspektywy czasu uważam, że dobrze zrobili. Nie muszę w tym kołchozie dalej tkwić. Poszedłem do innej, która również obsługiwała komunikację miejską. I wiecie co? Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko przeszło. Inna atmosfera, ludzie, praca na totalnym luzie. W obecnej firmie siedzę już 3,5 roku i do tej pory nie narzekam.
Teraz idę do pracy, robię swoje, a z chwilą wyjścia z zajezdni zapominam o pracy. Żadnego stresu, niepokoju, totalny luz.