Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kółeczkowe plany Kolejomana
#76
NAD PIĘKNYM MODRYM DUNAJEM


DZIEŃ 1 - 5.04.2017.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Přerov - Brno - Břeclav -
Bratislava

Na początku kwietnia wybrałem się na kolejną wycieczkę. Jednym z celów było
rozpoczęcie zaliczania drugiej (po Berlinie, który odwiedziłem w marcu)
dużej sieci tramwajowej, na którą już od dawna miałem chrapkę czyli Wiednia.
Przy okazji postanowiłem również uzupełnić kilka innych braków oraz zaliczyć
coś kolejowego. Na bazę noclegową wybrałem Bratysławę, gdzie bez większego
problemu można dostać nocleg za ok. 10 euro. Wyruszam w środowy poranek. W
tym rozkładzie przesiadka w Raciborzu jest odrobinę dłuższa, więc decyduję
się na pociąg o 7:00. W Raciborzu kibelek KŚ tradycyjnie odjeżdża z toru
przy peronie 3. W Bohumínie mam 1,5 godziny czasu. Zarówno na dzisiejszą
jazdę jak i piątkowy powrót mam bilety internetowe w ofercie Včasná
jízdenka. Z tego co czytałem w internecie Słowacja zalicza się do tych
krajów, z których nie trzeba legalizować w Czechach powrotnych biletów
internetowych. Postanawiam jednak upewnić się w kasie. Kasjerka z kolei
twierdzi, że wszystkie bilety trzeba potwierdzać, więc dzwoni gdzieś podając
dane biletu, a następnie przystawia mi datownik i podpis. W holu dworca
półka z książkami, które można zabrać w podróż i zwrócić na innej stacji.
Wykaz stacji umieszczony jest na mapce. Do Bratysławy udam się przez Brno,
gdzie doliczę sobie brakujący kawałek sieci tramwajowej. Wyruszę rychlikiem
Bohumín-Brno, w którym lokuję się w wagonie starego typu z otwieralnymi
oknami. Po stacji manewrują dwie polskie EP09. Jednak przyjechała z Pragi z
EC PORTA MORAVICA i poprowadzi ją dalej do Warszawy, druga przyprowadziła EC
PRAHA z Warszawy, który dalej do Pragi pojedzie z czeskim lokiem. Przejeżdża
też Leo Express do Pragi. Trasę jechałem wiele razy, więc nie będę się o
niej rozpisywać. Wspomnę tylko, że w końcu rozpoczęto remont obskurnych
peronów w Ostravie hl.n.


Podróż spędzam na czytaniu książki. W Brnie jestem ok. 12:30. Tutaj też
niektóre perony wyładniały, ale nie wszystkie. Mam 1,5 godziny czasu, więc
muszę się sprężać. W RELAY-u zakupuję bilet 60-minutowy. Sprzed dworca
akurat zwiał mi potrzebny tramwaj, więc robię sobie spacer deptakiem przez
starówkę, aby dotrzeć do przystanku Česká. Wsiadam w linię 3. Podczas
ostatniej wizyty kursowała ona w skróconej relacji do przystanku Tábor
(gdzie był zabudowany rozjazd i tramwaj zawracał), teraz doliczę sobie
brakujący odcinek czyli Tábor - Vozovna Komín. Zaliczany odcinek to zjazd z
dość sporej górki. Wysiadka następuje na przystanku, z którego korzystają
też linie jadące dalej do dzielnicy Bystrc.Obok znajduje się dwupoziomowa
zajezdnia. Tramwaj jedzie jednak jeszcze kilkaset metrów dalej, bo dopiero
tam ma pętlę. Ja również tam idę, gdyż znajduje się tam przystanek
początkowy. Według mnie błędem jest brak przystanku do wysiadania, ponieważ
wokół znajduje się dużo domków i ich mieszkańcy wsiadać mogą koło domu, ale
po przyjeździe muszą już przejść spory kawałek.Następnie ruszam w drogę
powrotną. Tym samym mam zaliczoną (w sensie fizycznego przejechania) całą
sieć, ale do powtórzenia są jeszcze trasy, które jechałem w ścianie deszczu
i nie powtórzyłem do tej pory (Stránská skála, Líšeň Mifkova, Juliánov i
ewentualnie Komárov). Powracam do przystanku Česká:. Szczęśliwie od razu za
mną pojawia się 4-ka, którą przez starówkę zjeżdżam do dworca.


W dalszą drogę udam się EC DANUBIUS relacji Praga-Budapeszt. Bez większych
problemów znajduję odpowiadające mi miejsce w jednym z wagonów
przedziałowych. Szybka jazda do stacji granicznej Břeclav, a następnie
wjeżdżamy na Słowację. Odcinek Kúty-Zohor zaliczam. W Bratysławie jestem po
16:00. Zaczynam od kilku zdjęć na tej położonej na łuku stacji.
Resztę dnia spędzę już w stolicy Słowacji. Zamierzam uzupełnić brak
tramwajowy oraz zajść w kilka miejsc, których nie zdążyłem obejrzeć podczas
poprzedniej wizyty we wrześniu. W punkcie obsługi komunikacji miejskiej przy
dworcu zakupuję bilet godzinny. Nie wsiadam jednak od razu w tramwaj tylko
robię sobie spacer do przystanku STU (Slovak University of Technology),
gdzie mogę wsiąść w potrzebną mi linię czyli 8. Po drodze robię kilka fotek
tramwajów na tle kościoła. Niestety na dwóch tramwajach z rzędu przyjeżdżają
Tatry z całkowicie oklejonymi oknami, więc gardzę nimi i przechodzę kilkaset
metrów na Americké námestie, przez który kursuje druga pasująca mi linia
czyli 4. Tutaj na szczęście zjawia się tramwaj z cywilizowanymi oknami.
Zaliczam brakujący mi odcinek biegnący przez starówkę. Dojeżdżam do
przystanku Park kultúry, gdzie przesiadam się na 5-kę, aby przejechać się
tunelem tramwajowym. Po przejechaniu tunelu wysiadam na ul. Kapucyńskiej i
przesiadam się na jadącą ponownie do tunelu 9-kę. Próbując robić zdjęcie w
tunelu przez tylną szybę tramwaju można uzyskać ciekawy efekt. Ponownie
docieram do przystanku Park kultúry. Tym razem nadjeżdża 6-ka. Wykonuje ona
pętlę między innymi przez odcinek, który dziś zaliczałem, więc postanawiam
przejechać się w ten sposób, a następnie wysiąść w okolicach południowego
wylotu tunelu tramwajowego. Gdy dojeżdżamy do skrętu na wspomniany zaliczany
odcinek stajemy na dłużej. Tramwaj co jakiś czas lekko się cofa, czasem
lekko rusza do przodu, ewidentnie coś jest nie tak. Okazuje się, że trasa
przez starówkę została zablokowana, ponieważ na jednym z budynków zapaliła
się wieża i obecnie gaszą ją zastępy straży pożarnej. Nieźle mi się
fuksnęło, że jeszcze zdążyłem tamtędy przejechać i zaliczyć. Na feralnej
ulicy utknęły 2 tramwaje, które nie za bardzo mają jak się wycofać. Mój
tramwaj (i wszystkie kolejne) skieruje się więc objazdem przez ul.
Kapucyńską i tunel. Ja opuszczam go na pierwszym możliwym przystanku czyli
Námestie SNP. Udaję się teraz obejrzeć pałac prezydencki znajdujący się na
Hodžovo námestie, którego charakterystycznym motywem jest fontanna z wielką
kulą. Niestety nie ma w niej jeszcze wody. Mijam także Instytut Polski.
Następnie idę na most SNP, z którego mamy piękny widok na Dunaj oraz na
pobliski zamek. Dodatkowy efekt robi zachodzące lekko zamglone Słońce. Na
koniec idę sobie jeszcze do dużej piętrowej księgarni MARTINUS, która
znajduje się przy deptaku, po którym kursują tramwaje. Do końca mojego
pobytu na starówce w dalszym ciągu nie uruchomiono ruchu tramwajowego na
ulicy z pożarem. Nocleg mam w tym samym miejscu co ostatnio czyli w hostelu
PATIO. Tym razem trafiam do pokoju 12-osobowego, który w praktyce okazał się
dwoma pokojami 6-osobowymi ze wspólną łazienką pomiędzy nimi. W moim pokoju
komplet i niestety dla mnie pozostało już tylko ostatnie łóżko górne. Na
dolnych łóżkach skośnooka dziewczyna Yupu oraz mężczyzna w garniturze Joel,
a bezpośrednio pode mną młody chłopak Mario. Na pozostałych górnych parka
rozmawiająca po niemiecku: Thomas i Isabella. Cena noclegu 9,70 euro za
jedną noc (wykupiłem dwie).


DZIEŃ 2 - 6.04.2017.
Bratislava-Petržalka - Bruck an der Leitha - Wien - Marchegg - Bratislava
hl. st.

Dzisiejszy dzień w całości przeznaczony jest na Wiedeń. Z Bratysławy można
tam dotrzeć dwiema trasami. Ja wybrałem trasę z dworca Bratislava-Petržalka,
ponieważ mam ją zaliczoną tylko do przystanku Parndorf Ort. Z hostelu
wychodzę po 7:00 i robię sobie spacer. Trasa wiedzie między innymi przez
most nad Dunajem oraz przez wiadukt nad linią kolejową łączącą dworzec
Petržalka z resztą słowackiej sieci kolejowej. Niestety nie da się niczym
zaliczyć tego odcinka. Mijam też końcówkę tramwajową Jungmannova.
Na dworzec docieram tuż po godzinie 8:00. Hol tego dworca prezentuje się
dużo ładniej niż głównego dworca. Jest to stacja graniczna z Austrią i
Węgrami, ale obecnie obsługuje tylko pociągi do Austrii, nie można stąd
pojechać wgłąb Słowacji ani na Węgry. Pociągi na tej trasie obsługuje
obecnie przewoźnik Raaberbahn, a większość składów kursuje w relacji do
miejscowości Deutschkreutz. Skład w ładnej zielono-żółtej kolorystyce.
Ruszamy o 8:15. Trasa to w większości rozległe płaskie pola i duża ilość
wiatraków. Podróż do Wiednia trwa godzinę:

Pobyt w stolicy Austrii rozpoczynam od zwiedzania wiedeńskiego dworca
głównego. Gdy byłem tu ostatnio w 2011 dopiero rozpoczynała się jego budowa.
Dworzec powstał w miejscu dawnej stacji Wien Südbahnhof. Główna część dworca
to kilka peronów z zadaszeniem o nieco nietypowym kształcie. Pod peronami
znajduje się kilkupoziomowa galeria handlowa. Wejścia na perony umieszczone
są pomiędzy sklepami, podobnie jak w Krakowie Głównym. Oprócz tego idzie też
linia S-bahnu w tunelu, a dawna podziemna stacja Wien Südtirolerplatz stała
się częścią dworca Wien Hbf (tory 1 i 2).
Pociągi odjeżdżające z tunelu są wyświetlane na wszystkich tablicach, także
na normalnych peronach, co dla niezorientowanych może być trochę mylące. Do
tramwaju możemy wsiąść w trzech miejscach: w tunelu tramwajowym, który
znajduje się w pobliżu kolejowego, przed budynkiem dworca oraz w małym
tuneliku we wschodniej części stacji. Funkcjonuje punkt obsługi pasażera
Wiener Linien, w którym można nabyć ciekawe gadżety. Jest również stacja
linii metra U1, z której w kilka minut możemy dostać się do samego centrum
starówki - na Stephansplatz. Poświęcam trochę czasu na obejrzenie
wszystkiego. Z holu dworca fajnie widać pociągi stojące na jednym ze
skrajnych torów dworca (akurat trafił się pociąg do Bratysławy).


Czas rozpocząć zaliczanie sieci tramwajowej. Oczywiście jest ona za duża,
żeby zrobić całość w jeden czy nawet dwa dni, więc zwiedzę tylko niewielką
jej część. Zaczynam w tunelu tramwajowym od linii 18. Kieruję się we
wschodnie rejony sieci do pętli Schlachthausgasse. Jest to niewielka pętla
uliczna, a przystanek znajduje się przy stacji metra. Tą samą 18-ką jadę do
przystanku St. Marx, gdzie krzyżujemy się z inną trasą. Szybko przesiadam
się na 71, na której przyjeżdża Düwag. I to właściwie 2 typy tramwajów,
które z reguły spotyka się w Wiedniu (przynajmniej ja nie trafiłem na inne).
Linia 71 wiedzie do głównego wiedeńskiego cmentarza. Znajduje się on w
zasięgu aż 4 przystanków (przy kolejnych bramach). Pętla znajduje się przy
bramie nr 3 (Zentralfriedhof 3. Tor).
Najbardziej okazała jest za to brama nr 2. Linia tramwajowa wiedzie jeszcze
dalej, więc czeka na 6-kę. Docieram nią do pętli Kaiserebersdorf
Zinnergasse. Linia kursuje często, więc mogę spokojnie zrobić zdjęcia i
wsiąść w najbliższy tramwaj. Wracamy trasą koło cmentarza, mijamy też
zajezdnię. Następnie odbijamy w lewo na nowy dla mnie odcinek. Dojeżdżam do
przystanku Quellenplatz.
Trwają tu prace torowe, jednak mimo to tramwaje kursują po obu torach tylko
ze zmniejszoną prędkością. Teraz linia 67, którą jadę na Otto-Probst-Platz.
tla znajduje się w spokojnej dzielnicy mieszkalnej. samą linią (bo innej
nie ma) powracam do przystanku Laxenbgurger Straße/Troststraße, gdzie
przesiadam się na 0. liczam nim pętlę uliczną z przystankiem końcowym
Migerkarstraße.
Następnie zaliczając linię biegnącą przed budynkiem dworca Wien Hbf
docieram do przystanku Quartier Belvedere.
Zaglądam na chwilę do podziemnej stacji S-bahnu Wien Quartier Belvedere.
Dawniej był to Wien Südbahnhof (S-bahn), na której zaliczyliśmy z kol.
Semaforkiem wybuch petardy na peronie w tunelu.
Teraz linia D, którą objeżdżam sobie pętlę Alfred-Adler-Straße i wysiadam
na przystanku we wschodniej części dworca głównego. rzechodzę przez perony.
Akurat stoi EC POLONIA do Warszawy, w którego składzie stary wagon
restauracyjny bez klimy. Nie myślałem, że te wagony wyjeżdżają gdzieś poza Polskę. Ponownie w tunelu
tramwajowym wsiadam w 18-kę, ale tym razem pojadę w drugą stronę.
Kilka przystanków znajduje się w tunelu i w nim też odgałęziają się dwie
linie. Docieram do końca linii czyli Burggasse-Stadthalle. Jest to duża
pętla, a właściwie to spory węzeł, który obejmuje także wcześniejszy
przystanek, a pomiędzy torami znajduje się zadaszony plac. Jest tutaj hala,
do której wchodzi się po sporej ilości schodów. Można wejść jeszcze wyżej i popatrzeć z góry na węzeł tramwajowy.
Teraz 6-ką podjeżdżam na dworzec Wien Westbahnhof. Spodziewałem się, że po otwarciu dworca Wien Hbf i przekierowaniu tam
większości pociągów z głębi Austrii, dworzec zachodni będzie świecić
pustkami i obsługiwać tylko jakieś niedobitki pociągów lokalnych. Okazuje
się jednak, że dworzec tętni życiem jak dawniej, ponieważ dojeżdża tu teraz
prywatny przewoźnik Westbahn, który uruchomił pociągi na trasie
Wiedeń-Salzburg. Obsługiwane są piętrowymi flirtami. Zdjęcia z wizyty na
dworcu Wien Westbahnhof. Następnie ponownie linia 6, którą przez tunel tramwajowy jadę do przystanku
Quellerstraße/Favoritenstraße (aby nie mieć luki w zaliczaniu).
Odgałęzia się tu jeszcze jedna linia, ale z racji prac związnych z metrem
nie jest przejezdna w całości, więc odpuszczam ją sobie. Kolejną 6-ką
powracam do przystanku Quellenstraße/Knöllgasse.
Tutaj przesiadka na 1-kę, którą jadę do pętli Stefan-Fadinger-Platz.
Szybkie fotki i tym samym tramwajem pojadę teraz w pełnej relacji czyli do
pętli Prater Hauptale. Znowu jedziemy przez tunel tramwajowy, tym razem zaliczam trzecie jego
odgałęzienie, które wiedzie w kierunku starówki. Jedziemy przez wiedeński
ring, jednak jazda nim jest bardzo męcząca, bo tramwaj strasznie się wlecze
i co chwilę przystaje. W końcu po prawie godzinnej jeździe docieram do celu.



Jako, że to już prawie koniec zaliczania na dziś mogę pokusić się o pierwsze
wnioski. Sieć wiedeńska jest dość ciekawa, tramwajami jeździ się przyjemnie,
pętle (w przeciwieństwie np. do Berlina) są dość urozmaicone, a przystanki
na większości z nich są umieszczone tak, że jest możliwe przejechanie całej
pętli tramwajem. Kompletną porażką jest natomiast system dynamicznej
informacji pasażerskiej, który tak naprawdę niewiele ma z nim wspólnego.
Tablice wizualne pokazują sobie co chcą i zazwyczaj niewiele ma to wspólnego
z rzeczywistością. Byłem świadkiem, że na jednym przystanku czas przyjazdu
tramwaju jakieś linii w ciągu minuty zmieniał się kilkukrotnie i były to
zmiany typu z 4 minut na 11 minut i na odwrót, a w efekcie i tak przyjechało
zupełnie co innego. Powrócę teraz na starówkę, ale po drodze wysiadam na
chwilę na przystanku Löwengasse, żeby sfotografować Hundertwasserhaus.
Kolejnym tramwajem docieram do przystanku Julius-Raab-Platz.
Chcę jeszcze doliczyć do końca wiedeński ring, a następnie przespacerować
się po starówce. Podczas oczekiwania przejeżdża przez zatrzymania Ring-Tram.
Wsiadam w 2-kę, którą docieram do Opery Wiedeńskiej i tym samym zamykam
krą. Idę na starówkę na Stephansplatz, po drodze mijając wspomnianą operę.
Po starówce kursują małe elektryczne autobusy, niestety akurat nie udało mi
się załapać. Przechodzę na drugą stronę starówki z zamiarem dojścia do przystanku
Schottentor. Niestety okazało się, że trochę straciłem orientację w
starówkowych uliczkach i w efekcie dotarłem na Schwedenplatz. Podjeżdżam
więc tramwajem tam gdzie chciałem. Przystanek Schottentor to przystanek
przelotowy dla tramwajów jadących ringiem, ale po drugiej jego stronie
znajduje się pętla, na której zaczyna bieg sporo linii wiodących w
północno-zachodnie rejony Wiednia. 71-ką podjeżdżam na Rathausplatz Burgtheater.
Tutaj trafiam na nowszą tablicę informacyjną, ale nie mam czasu zweryfikować
czy pokazuje takie same bzdury jak te starsze. Kręcę się trochę w okolicach wiedeńskich zabytków m.in. parlamentu i
ratusza. Spacerem docieram do przystanku Burgring. Szczęśliwie akurat nadjeżdża linia
D, którą docieram do przystanku Quartier Belvedere zaliczając po drodze
jeszcze jeden nowy odcinek. Na Hbf podjeżdżam sobie pociągiem. Chciałem
przejechać się starą jednostką S-bahn, ale akurat zjawił się piętrowy pociąg
R. Niestety nie zauważyłem, że S-bahn jechał zaraz bezpośrednio po nim.

Czas wracać do Bratysławy. Tym razem pojadę pociągiem, który dowiezie mnie na
dworzec główny. Skład to austriackie wagoniki City Shuttle plus jeden wagon
słowacki i austriacka spalinówka. Austrię opuszczamy za stacją Marchegg, na której mamy dłuższy postój i
spotykamy się ze składem w przeciwnym kierunku (następuje wymiana drużyn).
Na dworcu głównym w Bratysławie jestem ok. 21:30.Udaję się pieszo do hostelu. W moim pokoju dzisiaj na dole Mark i Olivier,
na górze bez zmian Thomas i Isabella, a ostatnie łóżko jest wolne.


DZIEŃ 3 - 7.04.2017.
Bratislava - Galanta - Levice - Kozárovce - Zvolen - Banská Bystrica - Vrútky - Žilina - Čadca - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn

Dzisiejszy powrót z Bratysławy do Kędzierzyna nastąpi nieco okrężną trasą przez Bańską Bystrzycę. Na dworzec przybywam przed 8:00. Długi rychlik SITNO jest już podstawiony, a frekwencja wysoka.
Znajduję miejsce w wagonie z otwieralnymi oknami, który ma 6 miejsc w przedziale i futerkowe siedzenia.
Słyszę zapowiedź, że na odcinku Levice-Kozárovce jest zastępcza komunikacja autobusowa. Masz ci los, przed wyjazdem zapomniałem sprawdzić vyluki! Na szczęście w tamtym rejonie mam jeszcze inne linie do zaliczenia, więc na pewno będzie okazja, żeby to powtórzyć. Okna w moim wagonie strasznie brudne, więc zaliczanie jest mało komfortowe. Ruszamy o 8:01. Dokumentuję stacje.
Na odcinku Tvrdošovce-Palárikovo jedziemy bardzo wolno i mamy nieplanowy postój na stacji Palárikovo. Starsza pani jadąca z tyłu składu myśląc, że to już Šurany wysiadła na peron. Po krzykach kierpociowej z przodu składu ponownie wsiadła do pociągu. Za Palárikovem odbijamy w prawo od linii w kierunku Štúrova.
Ogólnie na tym odcinku trasa raczej mało ciekawa widokowo. W Levicach wszyscy opuszczają pociąg. Przed dworcem oczekują już 4 autobusy komunikacji zastępczej.
Częściowo trasa wiedzie wzdłuż linii kolejowej. Pod koniec jazdy widzimy przyczynę KKA – prace sieciowe. W Kozárovcacg oczekuje na nas kolejny skład.
Udaje mi się znaleźć prywatny przedział na samym początku składu, gdzie nikomu nie chciało się iść. Wagon ma otwieralne okna i czyste szyby.
I tutaj mamy drugi plus tego KKA, bo gdyby go nie było to syfiasty skład z Bratysławy jechałby do samej Bańskiej Bystrzycy. Przemierzamy kolejne stacje, a krajobrazy za oknem robią się coraz bardziej górskie. Zaliczamy też jeden z ważniejszych węzłów na Słowacji – Zvolen. KKA wygenerowało opóźnienie, więc na skomunikowanie z nami oczekuje tutaj rychlik do Koszyc. Na wyjeździe ze stacji mijamy zamek. Na głównym dworcu Banska Bystrica jestem o 11:50.

Przy tym samym peronie na skomunikowanie z nami oczekuje vlak do Žiliny, jednak ja w dalszą drogę udam się dopiero za niecałe 2 godziny. W holu dworca znajduje się niewielka makieta.
Udaję się na starówkę. Gdy byłem tutaj jesienią odbywał się jakiś festyn i robiło się już ciemno. Dzisiaj jest spokojnie, więc można porządnie obejrzeć rynek i przylegające do niego uliczki.
Nieco inną drogą powracam na dworzec. Mój pociąg czyli Ex ODRA relacji Banská Bystrica – Ostrava Svinov jest już podstawiony.
Wagony do Czech bardzo zawalone, ale na szczęście z tyłu składu są też wagony jadące tylko do Žiliny, a ostatnim z nich jest wagon z otwieralnymi oknami, w którym prawie nikt nie jedzie.
Siedzenia futerkowo-skajowe. Zostaje zapowiedziane nam opóźnienie. Byłem przekonany, że czekamy na rychlik z Bratysławy, opóźniony podobnie jak mój przez KKA. Na skomunikowanie oczekuje również pociąg do stacji Margecany. Przyjeżdża jednak tylko osobówka ze Zvolenia (nurek i wagony). Po rychliku nie ma śladu i nie czekając na niego odjeżdżamy.
Trasa obfituje w tunele i wiadukty, a widoki są bardzo ciekawe. Dokumentuję mijane stacje (do których nie da się dojechać, bo na tym odcinku kursują tylko rychliki).
Pierwszym postojem handlowym jest dopiero Horná Štubňa obec. Następnie dołączamy się do linii ze Zvolenia, którą kursuje kilka par osobówek.
Dalej linia wiedzie już przez płaskie pola. We Vrútkach dołączamy się do zelektryfikowanej magistrali Košice-Žilina-Bratislava.
Na odcinku Vrútky-Žilina też są ładne widoczki i tunel.
W Žilinie dłuższy postój. Końcowe wagony zostają odłączone, pociąg zmienia też lokomotywę ze słowackiego nurka na czeskiego elektryka.
Ja zajmuję miejsce w wagonie jadącym w dalszą trasę. Na odcinku Žilinia-Bohumín trochę przysypiam. Bilet miałem kupiony do Ostravy w razie gdybym chciał wytracić czas i przejechać się tam (cena taka sama), ale ostatecznie wysiadam jednak w Bohumínie. Chwilę po mnie przyjeżdża kibel z Polski, jednak do jego odjazdu powrotnego są prawie 2 godziny.
Podczas mojego pobytu na stacji odjeżdżają m.in. EC POLONIA do Warszawy, EC PORTA MORAVICA do Pragi i IC PRAHA do Warszawy.
Z przesiadką w Raciborzu docieram do Kędzierzyna gdzie jestem po 20:30.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/dun.html
Odpowiedz

#77
UZNAMSKIE KLIMATY

DZIEŃ 1 - 21.04.2017.
Kędzierzyn - Opole - Wrocław - Poznań - Szczecin - Świnoujście

Tydzień po świętach wielkanocnych zrealizowałem wyjazd, który chodził mi po głowie już od kilku lat, a mianowicie odwiedziny Świnoujścia i Uznamskiej Kolei Uzdrowiskowej. Wyruszam w piątkowy poranek regio Gliwice-Opole Zachodnie o 6:26. Na tablicach kierunkowych jako stacja docelowa błędnie wyświetlane są Gliwice (zapewne nie zmieniono tego po wcześniejszym kursie). W Opolu mam godzinę czekania na IC BARNIM, którym pojadę bezpośrednio do Świnoujścia. Oczekiwanie przedłuża się, bo BARNIMOWI zapowiadają prawie pół godziny w plecy. W międzyczasie przyjeżdżają kolejne dwa pociągi z Kędzierzyna. W końcu przyjeżdża spóźnialski IC. Skład jest krótki, więc i zapełnienie jest duże, ale na szczęście trafiło mi się dobre miejsce w wagonie z przedziałami. Kierujemy się do Wrocławia, a następnie na Poznań przez Leszno. Odcinkiem Leszno-Poznań jedzie się dosyć mozolnie, bo są tam prowadzone prace. Dodatkowo przez nasze opóźnienie jesteśmy przywalani na krzyżowaniach i jeszcze je powiększamy. Tablice w całym składzie sporządzone z błędną nazwą BARNIN z prowizorycznym poprawieniem błędu poprzez zaklejenie ostatniej litery prawidłową lub po prostu dorysowanie czerwonym mazakiem brakującej kreski. Tongue W Poznaniu dosiada się do mnie Kasia, która przyjechała tu z Olsztyna pociągiem TLK JEZIORAK. Miejscówki wzięliśmy sobie w tym samym przedziale, więc całe okno jest dla nas. Kierujemy się do Szczecina Głównego, na który wjeżdżamy przez Szczecin Port Centralny, tak aby w dalszą drogę udać się bez zmiany czoła przez Szczecin Wstowo. Mam okazję przypomnieć sobie trasę do Świnoujścia, którą za Goleniowem jechałem tylko raz (w obie strony). W Świnoujściu jesteśmy o 16:10. Dzisiejsze popołudnie spędzimy już w tym mieście. BARNIM zostaje ściągnięty na stację postojową przez stonkę, jednak jej malowanie wskazuje na to, że nie należy ona do PKP IC, a do jakieś prywatnej firmy.

Teraz musimy przeprawić się na drugą stronę Świny. Przed dworcem kobieta na wózku inwalidzkim woła mnie, żebym podszedł i jej pomógł. Upewniam się pytając czy mam ją popchać na znajdujący się obok podjazd, na co dostaję odpowiedź, że popchać to sobie mogę swoją żonę. Tongue Tongue Przeprawiamy się na drugą stronę rzeki Świny, na której nie ma mostów i jedyną możliwością przeprawy są właśnie promy. Dla pieszych oraz kierowców będących mieszkańcami Świnoujścia przeznaczona jest przeprawa, z której właśnie korzystamy, natomiast dla kierowców zamiejscowych funkcjonuje przeprawa Karsibór położona nieco dalej. Tuż przed odpłynięciem na nasz prom wjeżdża karetka na sygnale. Trochę przerąbane jest funkcjonowanie w takim trybie, szczególnie w nagłych sytuacjach gdy pogotowie musi pilnie dojechać do chorego w przypadku zagrożenia życia. Za kilka lat powinno się to zmienić, bo w końcu ma powstać tunel pod Świną, który rozwiąże problemy mieszkańców Świnoujścia. Po przeprawieniu się, w pierwszej kolejności udajemy się na Plac Słowiański w celu odwiedzenia informacji turystycznej. Pobieramy w niej mapę miasta. Niestety placówka nie prowadzi sprzedaży magnesów i pocztówek, ale według pracowników bez problemu dostaniemy to w Dzielnicy Nadmorskiej. Wcześniej trafiamy na stoisko z magnesami przy kiosku z papierosami ale założyłem, że na promenadzie będzie większy wybór. Udajemy się właśnie tam. Niestety moje założenie okazało się błędne, bo nie znaleźliśmy prawie żadnego sklepu, a nieliczne, na które trafiliśmy były już zamknięte. Latem w środku sezonu pewnie jest inaczej. Idziemy w kierunku plaży, ale w pewnym momencie łapie nas ulewa, więc musimy ją przeczekać pod parasolem przy jednej z knajp. Gdy w końcu przestaje padać, kontynuujemy spacer na plażę, na której jednak bardzo pusto i wietrznie. Innym wyjściem powracamy na promenadę. Naszą sytuację magnesowo-pocztówkową ratuje urząd pocztowy przy promenadzie, który akurat dzisiaj jest czynny aż do 20:00. Wypadałoby zjeść jakąś kolację, więc trafiamy do knajpki Złota Rybka przy jednym z wejść na plażę. Kasia zamawia sobie langosza, a ja pizzę. Na tyłach knajpki odbywa się dancing. Gościom przygrywa muzyk Ireneusz Waga. Tańczymy kilka kawałków, a następnie kierujemy się w miasto i docieramy do stacji Świnoujście Centrum, z której jutro wystartujemy. Dosłownie w ostatniej chwili robimy zakupy w znajdującej się naprzeciwko stacji Biedronce. Następnie idziemy na ul. Gdyńską, gdzie mamy nocleg w schronisku młodzieżowym. Przez chwilę nie możemy go znaleźć, bo w pobliżu są 3 podobnie wyglądające budynki: jeden to szkoła, drugi to ośrodek wczasowy BRYZA, gdzie też rozważałem nocleg, a schronisko znajduje się za szkołą (poszliśmy od złej strony). Zarezerwowaliśmy pokój 2-osobowy, w praktyce trafiliśmy do pokoju z 3 łóżkami i telewizorem. Łazienka na korytarzu, męska zaraz obok pokoju, a damska w tym samym miejscu tylko piętro niżej. Cena noclegu 36 zł (32 zł + 4 zł opłaty uzdrowiskowej). Kasia z racji statusu studenta płaci za noc 32 zł (28 zł + 4 zł). Zameldować trzeba się najpóźniej o 22:00, aczkolwiek recepcjonista jest przez całą noc, więc w razie potrzeby pewnie można się dogadać. Za oknem rozpadało się na dobre, miejmy nadzieję, że do rana przejdzie.

DZIEŃ 2 - 22.04.2017.
Świnoujście Centrum - Seebad Heringsdorf - Zinnowitz - Peenemünde - Zinnowitz - Züssow - Stralsund - Barth - Stralsund - Altefähr - Stralsund - Greifswald - Züssow - Wolgast Hafen - Seebad Heringsdorf - Świnoujście Centrum

Wstajemy po 5:00, zabieramy to co nam będzie potrzebne i po 5:30 opuszczamy schronisko. Zapowiada się słoneczny dzień, ale wieje bardzo zimny wiatr. Na stacji Świnoujście Centrum jesteśmy około 6:00. Pociągu jeszcze nie ma, przyjedzie z Niemiec kilka minut przed odjazdem. Oprócz nas czekają jeszcze jakieś pojedyncze osoby. Przyjeżdża spalinowa jednostka GTW 2/6 produkcji Stadlera. Będzie to dzisiaj nasz główny pojazd, ponieważ wszystkie pociągi UBB obsługiwane są tymi składami. Szybka zmiana czoła, więc nie było czasu na zrobienie porządnych zdjęć. Pierwotnie planowałem skorzystać z biletu Usedom-Ticket, jednak ostatecznie zakupimy bilet Insel & Me(e)hr-Ticket, o którego istnieniu dowiedziałem się dzięki stronie http://kolejnapodroz.pl/. Strona ta pomogła mi również wytypować które miasta dzisiaj zwiedzimy. Oba wspomniane bilety są ważne na trasach UBB, z tym że Usedom-Ticket tylko w strefie A (odcinek Świnoujście Centrum – Züssow) a Insel & Me(e)hr-Ticket na wszystkich trasach UBB od Świnoujścia przez Stralsund aż po Barth. Można także wybrać Mecklenburg-Vorpommern-Ticket, który umożliwia jazdę nie tylko po trasach UBB ale także po całym landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie. Różnica cenowa jest minimalna, jednak MVT w dni robocze jest ważny dopiero od 9:00. My jednak nie zapuścimy się nigdzie dalej niż UBB. Cena naszego biletu dla 2 osób to 26 euro (czyli 13 euro za osobę). Bilet ważny jest też w autobusach UBB kursujących po wyspie Uznam. Większość niemieckich ofert działa tak, że im większą grupą się podróżuje tym koszt podróży na osobę jest tańszy, natomiast mało opłacalne jest podróżowanie w pojedynkę. Gdybyśmy jechali w 5 osób, koszt naszej dzisiejszej wycieczki wyniósłby zaledwie 7,60 euro za osobę. Na UBB bilety (nie wiem czy wszystkie) sprzedawane są w formie papierowej. Blankiety są oddzielne dla każdego biletu, a nawet każdego wariantu jeśli chodzi o ilość osób. Każdy kierpoć chodzi więc z torbą zawierającą masę przegródek i pliczków biletów. Ruszamy o 6:18. Po ujechaniu kilkuset metrów wjeżdżamy już na terytorium Niemiec i tym samym mogę odhaczyć następne kolejowe przejście graniczne na swojej mapie. Pierwszą stacją po niemieckiej stronie jest Ahlbeck Grenze, gdzie kończyła się linia kolejowa zanim otworzono granice i przedłużono ją do Świnoujścia. Na czołowej stacji Seebad Heringsdorf zmiana czoła. Pociąg jedzie bezpośrednio do Stralsundu, jednak my wysiadamy w Zinnowitz, gdzie mamy szybką przesiadkę na pociąg do Peenemünde. To króciutki kikucik, który zaliczymy sobie teraz, żeby później się nim nie martwić. Następnie założenie jest takie, żeby wyjechać najdalej gdzie sięga ważność biletu (czyli do Barth) zaliczając trasę, a potem stopniowo cofać się do Świnoujścia zwiedzając po drodze miasta. Trasa do Peenemünde jest mało ciekawa, a jej koniec znajduje się w odludnej okolicy. Zmiana czoła to tylko 4 minuty, więc Kasia nawet nie wysiada z pociągu, a ja wyskakuję tylko na ekspresowe fotki. Powracamy do Zinnowitz. Jest tu skomunikowanie z pociągiem do Świnoujścia, a my na pociąg w kierunku Züssow będziemy musieli trochę poczekać. Przed dworcem nic ciekawego, a do centrum na tyle daleko, że nie zdążymy się wybrać. W holu dworca gablota z masą gadżetów UBB. Są między innymi pocztówki, książki, kubki, długopisy, a nawet japonki, które akurat są na promocji. Symbol kolei UBB to świnka, którą można spotkać na wszystkim co związane jest z tym przewoźnikiem. Najbardziej podobają nam się magnesy w kształcie pociągu, ale one akurat nie są na sprzedaż, a służą do przyczepiania kartek w gablotach. Niestety kasa o tej porze jeszcze nieczynna, więc nawet gdybyśmy chcieli, to nie będziemy mogli niczego sobie kupić.

Ruszamy w dalszą drogę. Jedziemy m.in. przez Wolgast, gdzie kończy się wyspa Uznam, a dawniej kończyła się także linia kolejowa. W 2000 roku oddano most zwodzony Peenebrücke łączący wyspę ze stałym lądem i tym samym połączono linię UBB z resztą niemieckiej sieci kolejowej. Nasz pociąg kończy bieg w Züssow, które wita nas gradem. Tongue Stacja to jeden peronik w odludnej okolicy. Chwilę po naszym przyjeździe po drugiej stronie peronu zatrzymuje się RE do Berlina. W oczekiwaniu na nasz pociąg mamy okazję oglądać tęczę. Pociągi UBB do Świnoujścia na wszystkich stacjach w Niemczech wypisany są jako do Swinemünde. Nie wiem czy jest to prawidłowo, bo z tego co się orientuję nie powinno się zmieniać oryginalnych nazw stacji (tak jak my np. na Centralnym nie piszemy Wiedeń Główny tylko oryginalnie Wien Hbf). Piętrowym RE jedziemy do Stralsundu. Kończymy podróż na jednym ze ślepych torów. Jest ich kilka, a perony przelotowe położone są na łuku w drugiej części stacji. Przed peronami znajduje się niewielki taras, a tylko na najbardziej skrajny trzeba przejść tunelem. Zaglądamy na chwilę do dworcowej księgarni, a następnie wsiadamy w pociąg do Barth. Frekwencja niska. Przez pierwsze kilometry jedziemy magistralą, którą kursują pociągi w kierunku Rostocku. Dopiero na stacji Velgast odbijamy na lokalną linię. O 10:43 jesteśmy w Barth. Optymalny czas na zwiedzanie miasta to 1-1,5 godziny. Niestety w tym przypadku rozkład jest dla nas niekorzystny, ponieważ możemy tu spędzić albo pół godziny albo prawie 3 godziny. Na szczęście okazuje się, że do rynku jest bliżej niż wyglądało to na mapie, więc zdążymy. Wygląda na to, że są jakieś plany wycięcia pociągów do Barth, bo na mieście trafiamy na różne plakaty wyrażające protest przeciwko brakowi pociągów w tym mieście. Rynek bardzo ładny. Niestety nie zdążymy pójść do portu ani obejrzeć uliczek okalających starówkę, bo gdybyśmy zostali tu prawie 3 godziny, to nie starczyłoby nam czasu na resztę zaplanowanych punktów wycieczki. Do pociągu powracamy na ostatnią chwilę. W tą stronę zapełnienie dość duże. Jedzie sporo osób z walizkami, zapewne na przesiadki do Stralsundu, do którego docieramy o 11:44. Na to miasto mamy przewidziane najwięcej czasu, ponad 3 godziny. Opuszczamy dworzec i idziemy na starówkę. Zwiedzając miasta, jak zawsze robimy masę zdjęć. Nie sposób zamieścić ich wszystkich, więc z każdej miejscowości prezentujemy tylko kilka wybranych. Spacerujemy uliczkami mijając Nowy Rynek (Neuer Markt), na którym trwa festiwal food trucków, a także ratusz oraz kościół Św. Mikołaja, za którym znajduje się Stary Rynek (Alter Markt). Idąc dalej docieramy do portu. Spacerujemy po molo, przy którym zacumowanych jest dużo łódek. Jest też sporo wędkarzy. W oddali widać wysoki i okazały most drogowy Rügenbrücke łączący Stralsund z wyspą Rugią. Wstępujemy też do księgarni, w której Kasia powiększa swój zbiór niemieckojęzycznej literatury. Smile Na dworzec powracamy tuż przed 14:00. Stralsund planujemy opuścić pociągiem po 15:00, ale wcześniej zamierzam wykorzystać fakt, że nasz bilet ważny jest także na krótkim odcinku Stralsund-Altefähr i przejechać się wspomnianym mostem na wyspę Rugię. Niestety most kolejowy idzie znacznie niżej od mostu drogowego. Tą krótką przejażdżkę odbędziemy flirtem do stacji Sassnitz. Na stolikach mapki linii kolejowych. Zaraz za mostem znajduje się przystanek Altefähr, na którym musimy wysiąść. Mamy około pół godziny czasu. Wyjście z przystanku odbywa się przez ohydny pawilon, w którym śmierdzi. Klimaty jak w Polsce… W okolicy znajduje się tylko ruchliwa droga wiodąca na most oraz polanka nad wodą. Gdy przyjeżdża musimy do niego podbiec, bo nie zauważyliśmy tabliczki, że czoło pociągu zatrzymuje się w znacznej odległości od wiaty, pod którą czekaliśmy. Ponownie jedziemy przez most, a chwilę później wysiadamy na głównym dworcu w Stralsundzie.

W knajpce koło peronów kupujemy kawę oraz kiełbaskę z bułką i wsiadamy do pociągu UBB do Świnoujścia. Obok do odjazdu szykuje się ICE do Ostseebad Binz. Nasza podróż nie trwa długo, ponieważ wysiadamy na stacji Greifswald, gdzie będziemy mieć nieco ponad godzinę czasu. Na peronie wyprzedaż książek, z której korzysta Kasia i drugi raz powiększa swoje zbiory. Za 3,50 euro można dostać grubą książkę nieznacznie tylko uszkodzoną (np. mała dziurka na okładce). Obok stacji znajduje się dworzec autobusowy. Następnie parkiem docieramy do starego miasta i rynku z bardzo ładnym ratuszem. Zachodzimy też na chwilę do portu. Wracając na rynek mijamy budynek, przy którym powiewa polska flaga. Nieco inną drogą, ale również przez park powracamy na dworzec w momencie wjazdu naszego kolejnego pociągu. Piętrowym RE podjeżdżamy do Züssow, gdzie przesiadamy się na UBB do Świnoujścia. Jadą dwie jednostki, ale druga dojeżdża tylko do Seebad Heringsdorf, gdzie znajduje się zaplecze techniczne UBB. Dla nas bez znaczenia którym składem jedziemy, ponieważ kolejnym naszym celem jest Wolgast. Po drodze mijamy sporo wiatraków. W Wolgast nie wysiadamy na głównym dworcu, ale na przystanku Wolgast Hafen, który znajduje się przy starówce oraz moście zwodzonym. Idziemy na starówkę z wąskimi uliczkami i ładnymi budynkami. Nie ma na niej żywego ducha. Trochę dziwne uczucie, bo miasto sprawa wrażenie wymarłego. Dopiero pod koniec naszego pobytu pojawiły się jakieś pojedyncze osoby. Na starówce znajduje się sklep modelarski z małą makietą kolejową na wystawie. Obok starówki znajduje się niewielki port. Kasia kieruje się powoli w stronę przystanku kolejowego, a ja biegnę jeszcze na most zwodzony, z którego mamy bardzo ładny widok. Czekam chwilę, aby sfotografować pociąg w kierunku Züssow. Następnie powracam na przystanek po drodze mijając budkę z UBB-owską świnką. Wsiadamy w kolejny pociąg, a przed nami nasz ostatni dzisiejszy cel - Seebad Heringsdorf. Nasz pociąg jedzie w bezpośredniej relacji do Świnoujścia (jak większość pociągów), ale po przyjeździe do Seebad Heringsdorf zostaje podana informacja, że w celu dalszej podróży należy przesiąść się do innego składu przy innym peronie. Dokumentuję sobie tą ciekawą stację. Bardzo fajnie prezentuje się piaskowa rzeźba świnki UBB, którą możemy tu oglądać. Przed dworcem znajduje się wypożyczalnia rowerów, również należąca do UBB. Idziemy na plażę, gdzie znajduje się molo. Jego długość podobna do tego w Sopocie, jednak mieści się ono znacznie wyżej nad wodą. Są na nim sklepiki, a na końcu restauracja. Przedzielone jest szybą, która stanowi osłonę od wiatru. Akurat zachodzi Słońce, jednak w tym rejonie wybrzeże skierowane jest w inną stronę, więc w przeciwieństwie np. do Ustki czy Łeby, nie da się tu oglądać Słońca zachodzącego do morza. Wynika z tego również fakt, że gdy spojrzymy w prawą stronę to ląd widać prawie do połowy horyzontu, gdyż wybrzeże skręca w lewo. Jednocześnie z zachodzącym Słońcem pada deszcz, a na horyzoncie pojawiają się dwie wielkie tęcze, więc klimat jest nieco niezwykły. Powracamy na stację i wsiadamy w ostatni dzisiejszego dnia pociąg. O 20:40 meldujemy się w Świnoujściu Centrum. Idziemy do Biedronki, a następnie do schroniska na zasłużony odpoczynek.

DZIEŃ 3 - 23.04.2017.
Świnoujście - Szczecin - Kostrzyn - Kowalów - Jerzmanice Lubuskie - Zielona Góra - Głogów - Wrocław - Opole - Kędzierzyn

Schronisko opuszczamy o 6:20. Idziemy na prom, do którego docieramy przez przystań. Przeprawiamy się na drugą stronę Świny i wsiadamy do podstawionego już IC MATEJKO do Przemyśla. Jazda upływa spokojnie. W tym pociągu również wzięliśmy sobie miejscówki w tym samym przedziale. W Szczecinie Głównym jesteśmy o 8:50. Od czasu mojej ostatniej wizyty został oddany do użytku nowy dworzec. Właściwie to nie tak do końca nowy, bo jest to dobudówka do istniejącego budynku dworca, który też nadal funkcjonuje. Szczerze mówiąc nie zrobiła na mnie wrażenia. Najbardziej widoczną zmianą jest nowe zadaszone przejście nad torami oraz ruchome schody. Zakupujemy bilety 15-minutowe i przed dworcem oczekujemy na tramwaj. Do dzisiaj nie mogę rozkminić, w jaki sposób skorzystać z ławki będącej elementem wiaty przystankowej. Nadjeżdża 6-ka. Podjeżdżamy na Wały Chrobrego i wchodzimy na nie. Następnie kierujemy się na Zamek Książąt Pomorskich, na którego dziedziniec na chwilę zaglądamy. Dalsza trasa wiedzie przez Rynek Sienny. Zachodzimy także do kościoła Św. Jana Ewangelisty na niedzielną Mszę. Powracamy na dworzec, z którego rozjedziemy się już w różnych kierunkach. Kasia pojedzie IC CHEŁMOŃSKI do Poznania, a następnie TLK UKIEL do Olsztyna, a ja opuszczę Szczecin pociągiem TLK ŚWIATOWID przypominając sobie Nadodrzankę i przy okazji zaliczając obwodnicę Rzepina. Gdy przychodzimy na peron mój ŚWIATOWID już stoi. W składzie dwie wersje tablic kierunkowych: jedna z zaklejonym Rzepinem, a druga uwzględniająca Kowalów i Jerzmanice Lubuskie ale za to z zaklejoną stacją Szczecin Dąbie, przez którą do niedawna był objazd (są one co jakiś czas w związku z konserwacją mostu zwodzonego). Chwilę przed moim odjazdem podstawia się IC CHEŁMOŃSKI Kasi. Ruszam z malutkim poślizgiem. Wyjeżdżamy przez Szczecin Port Centralny, a następnie przez most zwodzony i Szczecin Podjuchy wskakujemy na Nadodrzankę. Północnym jej odcinkiem jechałem tylko raz i to jeszcze w kiepskiej formie (z grypą żołądkową), więc teraz przejadę ją sobie porządnie. W moim przedziale chłopak i dziewczyna. Ona wysiada w Chojnej, a chłopak z tego co dojrzałem jedzie aż do Zabrza. Pustych przedziałów w moim wagonie nie brakuje (celowo wziąłem najwyższy numer). Dokumentuję stacje. W Kostrzynie tym razem zaliczam poziom dolny, a niespełna miesiąc temu byłem na górze. W Kowalowie pociągi dalekobieżne normalnie nie mają postoju, ale teraz ze względu na prace torowe omijamy stację Rzepin. Wyrusza stąd autobus komunikacji zastępczej, który zabiera podróżnych do Rzepina, a stamtąd zabierze ludzi na nasz pociąg i spotka się z nami ponownie na stacji Jerzmanice Lubuskie. Aby autobus zdążył obsłużyć Rzepin, pociąg zarówno w Kowalowie jak i w Jerzmanicach ma wyznaczone po 10 minut postoju. Gdy nadchodzi godzina odjazdu ruszamy w dalszą drogę. Obwodnica Rzepina zaczyna się za przystankiem Drzeńsko, ale tutaj nie za bardzo są warunki żeby przesiadać się na KKA, stąd zapewne wyznaczono Kowalów. Zaliczam nowy odcinek torów, na którym prędkość bardzo dobra. W pewnym momencie przejeżdżamy nad linią z Rzepina w kierunku granicy, a niedługo później dołącza się do nas odnoga z tej stacji. Dojeżdżamy do Jerzmanic Lubuskich, gdzie czekamy na przyjazd autobusu. Zjawia się kilka minut przed naszym odjazdem, więc będziemy mogli ruszyć planowo. Mijamy bez zatrzymania Czerwieńsk, a następnie przecinamy linię w kierunku Zbąszynka. Chwilę później dołącza się do nas oddana dość niedawno łącznica umożliwiająca ominięcie Czerwieńska, która pozwoliła skrócić czas przejazdu pociągów z Zielonej Góry w kierunku Zbąszynka. Od Zielonej Góry zapełnienie w pociągu coraz większe, jednak do mojego przedziału, który dzielę tylko z chłopakiem jadącym ze Szczecina do Zabrza, nikt się nie dosiada i tak zostaje do samego końca podróży. Pogoda bardzo zmienna, raz słońce, raz ulewa. Planowo meldujemy się we Wrocławiu Głównym. Mamy tutaj nieco dłuższy postój, w czasie którego z sąsiedniego peronu odjeżdża impuls do Kędzierzyna. Ja przesiadam się na niego w Opolu, w którym ŚWIATOWID go wyprzedza. Odjeżdżamy z lekkim opóźnieniem, bo czekamy na skomunikowanie z opóźnionym CHEŁMOŃSKIM ze Szczecina. O 19:00 jestem w swoim mieście.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/uzn.html
Odpowiedz

#78
Świetna relacja, nie jestem jednak pewien czy manifestacja swoich poglądów polityczno-religijnych na forum kolejowym to dobry pomysł - ja w swoich relacjach dla przykładu wolę przemilczeć tego typu elementy, gdyż preferuję publikować teksty neutralne światopoglądowo i nie chcę, aby traciły one swoją wartość dla osób o innych poglądach.
Odpowiedz

#79
Cóż, jeśli dla kogoś jedno suche zdanie informujące o fakcie udziału np. w Mszy niedzielnej, jest, jak to określiłeś, manifestacją poglądów religijnych i obniża wartość tekstu to już jest problem tej osoby, że reaguje tak alergicznie. Nie napisałem niczego czego musiałbym się wstydzić, poza tym do czytania moich tekstów nikt nikogo nie przymusza. Smile O polityce nie przypominam sobie, żebym pisał w ostatniej relacji.
Odpowiedz

#80
Ja też nie uważam by było coś złego w tym, że ktoś napisał, że był w niedzielę w kościele - Kolejoman nikogo nie namawiał do tego by też chodzić.
Odpowiedz

#81
MAJÓWKOWE WOJAŻE

DZIEŃ 1 - 29.04.2017.
Kędzierzyn - Wrocław - Poznań - Wolsztyn - Leszno - Wrocław - Opole - Strzelce Opolskie - Gliwice - Kędzierzyn

Tegoroczny weekend majowy wypadał tak, że Bilet Weekendowy musiał być ważny 3 dni i PKP IC nic nie mogło na to poradzić, chociaż pewnie bardzo by chciało. Skorzystałem więc z okazji i trochę sobie pojeździłem. Na pierwszy dzień czyli sobotę 29 kwietnia zaplanowałem wizytę w Wolsztynie. Ostatnie moje odwiedziny były bardzo przygnębiające, ponieważ była to parada, w której wzięły udział aż 3 parowozy… Teraz jest już nieco lepiej i w tym roku przewidziany był udział większej ilości maszyn. Dojazd zaplanowałem PRZEMYŚLANINEM do Poznania, a następnie osobówką Poznań-Wolsztyn, aby przypomnieć sobie tę trasę. Na PRZEMYŚLANINA od wielu dni nie było już miejscówek w obu klasach, ale trudno się dziwić, bo to jedna z najgorszych nocy w całym roku. PRZEMYŚLANIN przyjeżdża lekko opóźniony. Dołączam do jadącego już kol. Roberta, który również wybiera się do Wolsztyna. Na korytarzu w naszym wagonie sporo osób, w tym jeden gość, który musiał brać niezły towar, ponieważ bez przerwy wydziera się po polsku i po angielsku i gada od rzeczy. Po jakimś czasie zaczyna to denerwować ludzi z przedziałów i kilka razy zostaje mu zagrożone, że jak się nie zamknie to oberwie. Gość jednak nic sobie z tego nie robi i wydziera się dalej, a dodatkowo zaczyna zaczepiać ludzi. Stwierdzamy z Robertem, że w takim towarzystwie do Poznania na pewno nie wytrzymamy, więc przenosimy się do spokojniejszego wagonu. Rozkładam kurtkę na podłodze i kładę się spać. Śpi się nawet nieźle, największą niewygodą jest konieczność odsuwania się, gdy ktoś przechodzi. We Wrocławiu pół godziny planowego postoju, a pociąg jeszcze bardziej się zapełnia. W końcu po 6:00 wysiadamy w Poznaniu Głównym.

Spędzamy trochę czasu w holu, gdzie Robert zakupuje turystyka, a następnie robimy sobie spacer do Biedronki, która znajduje się w pewnej odległości od dworca. Zarówno na dworcu jak i w mieście widzimy pełno młodych ludzi poubieranych w bardzo dziwne stroje, jakby postaci z bajek czy komiksów. Zapewne odbywa się jakaś impreza albo zlot. Po powrocie na dworzec idziemy na peron 4A. Dawniej był to niepozorny peronik, na którym kończyły bieg głównie pociągi z Wrocławia i Wolsztyna, teraz jest to porządny zadaszony peron. Stoją tutaj oliwkowe wagony Turkolu, które pojadą jako pociąg CEGIELSKI do Poznania. Gdzieś w oddali widać dym parowozu, który poprowadzi ten pociąg. My pojedziemy niedługo później planowym szynobusem Kolei Wielkopolskich. Czekamy aż do składu podepnie się parowóz, a następnie przechodzimy na peron 5, z którego odjedzie nasz szynobus. Obok trwa remont peronu 6. Tłum oczekujących robi się coraz większy. Niedługo przed odjazdem podstawiają się 2 szynobusy SA133. Na szczęście udało się dorwać sensowne miejsce. Do Lubonia jedziemy po magistrali Poznań-Wrocław, a następnie odbijamy na linię do Wolsztyna, która przechodzi wiaduktem nad magistralą. Trasa została zmodernizowana, a perony na stacjach i przystankach wyremontowane. Mimo dwóch szynobusów w pociągu i tak panuje straszny ścisk. Na stacji Stęszew nasz postój przedłuża się. Okazuje się, że czekamy na pogotowie, bo ktoś zasłabł. Na któreś z kolejnych stacji zastajemy faceta leżącego na peronie i wyglądającego na nieprzytomnego. Odjeżdżając widzimy, że jedna z wysiadających osób dzwoni po pogotowie. Do Wolsztyna docieramy po 11:00.

Na stacji spory tłum ludzi, przyjechała już większość pociągów specjalnych, za nami przyjedzie jeszcze tylko HIPOLIT z Torunia. Stoją między innymi stare niemieckie wagony. Idziemy w kierunku parowozowni po drodze oglądając sobie stragany. Jest między innymi stoisko PKP CARGO, na którym można kupić długopisy, magnesy i inne ciekawe pamiątki. W momencie naszego przyjścia, na terenie hali akurat odbywa się wręczenie nagród za konkurs fotograficzny. Oglądamy sobie zwycięskie prace, które zostały zaprezentowane. Czas do parady spędzamy spacerując po parowozowni. Następnie powoli zajmujemy dogodne miejsce do oglądania parady. Przed paradą przejeżdża HIPOLIT z Torunia, retro z parowozem, osobówka do Poznania oraz manewruje turbostonka ze składem retro. Najpierw ma odbyć się koncert Wolsztyńskiej Powiatowej Orkiestry Dętej. Została ona jednak potraktowana bardzo niefajnie, ponieważ nikt nie wyłączył (ani nie zainteresował się aby to zrobić) lecącej z głośników muzyki, przez co orkiestry w ogóle nie było słychać. Każdorazowo gdy milknie muzyka orkiestra zaczyna swój utwór myśląc, że w końcu ktoś wyłączył, ale po chwili ponownie jest zagłuszana przez kolejny utwór z playlisty. Na koniec nadchodzi chmura, z której zaczyna padać grad, więc muzycy w popłochu opuszczają scenę i tak skończył się ich koncert… Start parady jest odwlekany, ponieważ jak tłumaczą organizatorzy czekamy aż przejdzie chmura i deszcz. Niestety deszcz nie przestaje padać i nie ma wyjścia, trzeba rozpocząć paradę pod parasolami. W pokazie biorą udział następujące parowozy: Ol49-59, Pt47-65 z Wolsztyna, Tkt48-191, OKz32-2 z Chabówki, TKt48-18 z Jaworzyny Śląskiej, Tkh O5353 z Wrocławia, 35 1019, 18 201 z Cottbus, 03 2155 z Berlina i 475.179 z czeskiego Děčína. Na początek tradycyjnie każdy parowóz prezentowany jest pojedynczo. Fajne wrażenie zrobił 18 201 opalany mazutem, który w pewnym momencie cały sam się zasłonił białą chmurą dymu. Następnie odbywały się przejazdy w parach, a na koniec przejazd całej dużej kolumny wszystkich maszyn. Podczas parady pada zdanie, że "te parowozy przywiozły całe rzesze Niemców", ekhm... Tongue Po paradzie mamy jeszcze trochę czasu, więc przechodzimy na drugą stronę torów. Przez stragany idziemy do miasta, bo wstyd się przyznać, ale byłem w Wolsztynie wiele razy, a nigdy nie ruszyłem się poza stację. Zaliczamy rynek oraz małe molo nad jeziorem. W drodze powrotnej wstępujemy do knajpy na pizzę i kebaba. Na dworzec powracamy kilka minut przed przyjazdem szynobusu Zbąszynek-Leszno. Akurat manewruje parowóz, który przyjechał z pociągiem retro.

W pociągu do Leszna też sporo osób, ale nie ma takiego ścisku jak w drodze z Poznania. W Lesznie mamy 7 minut na przesiadkę na IC BARNIM. Przedłuża się nam jednak postój na stacji Nowawieś Mochy. Po zajrzeniu w infopasażera znajdujemy tam inny rozkład niż był w hafasie i na bilecie, według którego meldujemy się w Lesznie kilka minut później. Od kierownika dowiadujemy się, że mamy na dziś indywidualny rozkład spowodowany mijanką z parowozami, które jechały na obrotnicę do Leszna. Skomunikowanie z IC jednak będzie, bo przesiada się sporo osób. Pierwotnie miałem wracać z Wolsztyna sam, ale ostatecznie jedzie ze mną Robert, który ustalił dalszy plan swojej wycieczki. Jego celem jest Świnoujście, ale najpierw wyjedzie do Gliwic, gdzie spotka się z ekipą na dalszą podróż. W Lesznie szybki bieg na drugą stronę stacji, gdzie oczekuje na nas IC. Zapełnienie duże, więc stajemy sobie na korytarzu. Drużyna mimo, że widzi sporo osób na korytarzu nie udostępnia nam pustego zamkniętego przedziału, który znajduje się w wagonie, ale gdy pojawia się kolejarz z rodziną jadący prywatnie z parady to przedział zostaje udostępniony, na czym my również korzystamy. Cóż, jak widać są równi i równiejsi... We Wrocławiu w pociągu robi się luźniej. Nasz skład przyjeżdża do Opola kilka minut po odjeździe ostatniego regio do Kędzierzyna, więc muszę pojechać do Gliwic i tam łapać UZNAMA. Przez Strzelce jedzie się szybko, miejmy nadzieję, że za kilka lat taki sam standard jazdy będzie przez Kędzierzyn. Okazuje się, że BARNIM też ma w infopasażerze inny rozkład niż w hafasie, tym razem jednak dziwi to nawet drużynę, która fotografuje wyświetlacz peronowy w Gliwicach. Niecałe pół godziny czekania i wsiadamy w TLK UZNAM, w którym dołączamy do siostry Roberta z chłopakiem. O 22:10 jestem w Kędzierzynie i kończę pierwszy dzień wyjazdu, a z Robertem i ekipą być może spotkam się jeszcze w poniedziałek (w zależności od tego gdzie ostatecznie zdecydują się pojechać).


DZIEŃ 2 - 30.04.2017.
Kędzierzyn - Katowice - Częstochowa - Piotrków Trybunalski - Częstochowa - Katowice - Pszczyna - Rybnik - Kędzierzyn

Dziś, z racji wczorajszego długiego dnia i zarwanej nocy, postanowiłem zrobić sobie luźniejszy wyjazd. Chciałem zwiedzić jakieś miasto, w którym nigdy jeszcze nie byłem. Wybór padł na Piotrków Trybunalski, ze względu na dobry dojazd i powrót połączeniami PKP IC. Dla urozmaicenia, do domu powróciłem przez Pszczynę i Rybnik. Wyruszam o 7:28 pociągiem TLK WYSOCKI relacji Racibórz-Warszawa. Gdy pobierałem miejscówki było dość kiepsko z miejscami i wynikało z tego, że jedzie krótki skład, ale po przyjściu na dworzec okazuje się, że jedzie również wzmocnienie (planowo kursujące w kierunku Warszawy w soboty i poniedziałki), więc mam prawie prywatny wagon na początku składu. Na wyjeździe z Kędzierzyna kilka zdjęć. Trasy nie ma co opisywać, bo jechałem nią wiele razy. Przed Piotrkowem zostaje podana informacja, że osoby wysiadające z tylnych wagonów, mają przejść do przodu. Przyczyną jest remont wiaty i nieczynna część peronu, przy którym się zatrzymujemy. Najpierw oglądam sobie dworzec. Hol dość przyjemny. Za tablicę z odjazdami służą 3 monitory, na których spokojnie można by było wyświetlić kilkanaście najbliższych odjazdów, a tymczasem wyświetlane są raptem 3 ze względu na bardzo duże litery (jedna wielka linijka przechodzi przez 3 ekrany). Naprzeciwko dworca kolejowego znajduje się niewielki dworzec autobusowy, bardzo mizerny. Obok dworca znajduje się wieża ciśnień. Główną ulicą miasta docieram do starówki. W różnych jej miejscach są umieszczone informacje odnośnie filmów i scen kręconych właśnie w tym miejscu. Jest m.in. budynek, w którym była kręcona scena napadu na jubilera w „Vabanku” oraz ławeczka z Henrykiem Kwinto. Dochodzę do rynku, na którym znajduje się m.in. restauracja o wdzięcznej nazwie KROCHMAL. Niestety informacja turystyczna jest czynna do 30 kwietnia od poniedziałku do soboty, a od 1 maja przez 7 dni w tygodniu. Dzisiaj mamy niedzielę 30 kwietnia, jak pech to pech. Idę także do kościoła na niedzielną Mszę. Po obejściu starówki z różnych stron, kieruję się z powrotem w stronę torów. Idę jeszcze na drugą stronę miasta, gdzie dochodzę do galerii handlowej Focus Mall (liczyłem, że znajdę tam pocztówkę lub magnes, ale niestety nie było). Następnie powracam na stację. Znaki przy przejeździe kolejowym trochę nieżyciowe, bo kierują ludzi na kładkę mimo, że na przejeździe jest chodnik, z zastrzeżeniem, że jeśli idziesz na peron to nie musisz korzystać z kładki Tongue Tongue Przyjechał kibel do Częstochowy w nowym malowaniu POLREGIO, który będzie tu wyprzedzany przez mojego ONDRASZKA, a w przeciwnym kierunku nadjeżdża regio Częstochowa-Łódź Fabryczna. W oczekiwaniu na ONDRASZKA robię jeszcze trochę zdjęć.

ONDRASZEK obsługiwany jest dartem. Jedziemy bez problemów aż do Sosnowca, gdzie stajemy na dłużej. Z początku myślę, że może to jakaś kontrola celna na przejściu granicznym między Zagłębiem a Śląskiem, ale okazuje się, że na początku składu jest wyładowywanych na peron kilka osób na wózkach inwalidzkich. Cała operacja z użyciem platformy zajmuje prawie 15 minut… Na szczęście nie zagraża to jeszcze mojej przesiadce w Pszczynie. W Katowicach szybki postój i jedziemy dalej. Między Katowicami a Katowicami Ligotą jest jeszcze stary tor, który powoduje regularne stukanie kół pociągu, jak za dawnych czasów na wszystkich trasach. W Pszczynie gdzie wysiadam, przepuszcza nas flirt do Wisły. Mam chwilę czasu, więc szybko obchodzę sobie stację. Do Kędzierzyna pojadę TLK SKRZYCZNE relacji Bielsko-Biała – Wrocław. Pociąg ten w godzinach popołudniowych w stronę Wrocławia kursuje tylko w dni, kiedy odbywają się powroty studentów, czyli w niedziele i końcówki długich weekendów. Dzisiaj jest niedziela, ale wypadła w środku długiego weekendu, a mimo to pociąg jedzie (może ze względu na obiegi), więc raczej nie spodziewam się dużej frekwencji. Nie mylę się i mimo długiego składu frekwencja jest co najwyżej na jeden wagon. Trochę ludzi dosiada w Żorach oraz Rybniku. Na trasie Pszczyna-Rybnik prędkość tragiczna. Z Rybnika kierujemy się na towarową linię do Suminy przez Jejkowice. Za stacją w Rybniku linia poprowadzona jest po wysokim nasypie, a z prawej strony mamy rozległy widok na miasto. Tutaj już śmiga się szybko, więc ani się oglądamy a już jesteśmy w Suminie, a następnie w Nędzy, gdzie zjeżdżamy łącznicą na linię w stronę Kędzierzyna. Mamy postój w Kuźni Raciborskiej, który jest nowością od tego rozkładu jazdy. Zatrzymuje się tu także TLK WYSOCKI, który od czerwcowej korekty rozkładu będzie obsługiwany dartem. Podczas postoju kierownik robi sobie selfie, aby (jak mówi) pokazać na jakim zadupiu był. Tongue Na odcinku Racibórz-Kędzierzyn trwa remont, więc na sporym kawałku ruch odbywa się po jednym torze. Na wjeździe do Kędzierzyna jeszcze kilka ujęć z szopy. Po 18:30 meldujemy się na peronie 1 w moim mieście.


DZIEŃ 3 - 1.05.2017.
Kędzierzyn - Katowice - Kraków - Włoszczowa Północ - Tomaszów Mazowiecki - Łódź Widzew - Łódź Fabryczna - Łódź Widzew - Koluszki - Częstochowa - Katowice - Gliwice - Kędzierzyn

rzeciego dnia chciałem zwiedzić sobie nowy dworzec Łódź Fabryczna oraz zaliczyć 2 brakujące mi odcinki: Idzikowice-Zapowiedź (zjazd z CMK na Tomaszów Mazowiecki) oraz Słotwiny-Żakowice Południowe (ominięcie Koluszek). Miałem dwie opcje podróży, jednak ta, która najbardziej mi odpowiadała zależy od tego jak pojedzie TLK UZNAM, który do najpunktualniejszych pociągów nie należy. Budzę się około 6:00 i pierwsza rzecz, którą robię jest sprawdzenie infopasażera. Na szczęście UZNAM ma tylko niecałe pół godziny w plecy, więc będę mógł zrealizować podstawową opcję, czyli podróż do Łodzi przez Kraków, a następnie powrót wiedenką. W przeciwnym razie musiałbym jechać odwrotnie, czyli WYSOCKIM do Koluszek, potem do Łodzi, a następnie wracać przez Kraków. Na kędzierzyński dworzec docieram sobie na spokojnie przed 7:00. Najpierw przyjeżdża regio Opole-Gliwice, a po nim opóźniony UZNAM. Pusty nie jest, ale do tłoku daleko. W GOP-ie na każdej stacji wsiada pełno rodzin z dziećmi, które korzystając z wolnego dnia i pięknej pogody, jadą na wycieczki do Krakowa. Na E-30 między Katowicami a Krakowem nareszcie zaczęło się coś dziać. Praktycznie cały odcinek Krzeszowice-Kraków jest jednotorowy i mocno rozkopany. Peron w Rudawie w tej chwili nie istnieje, a w Zabierzowie czy Krakowie Mydlnikach powstają nowe. Na szlakach też dość zaawansowane prace. Jak wyremontują ten odcinek oraz Opole-Kędzierzyn, to w końcu na E-30 powróci normalność. W Krakowie z racji opóźnienia mam niecałą godzinę czasu. Tradycyjnie robię sobie szybki spacer na rynek przy okazji zakupując obwarzanki. Po powrocie udaję się na peron 5, przy którym stoją dwa flirty. Ten po prawej to IC KOLBERG do Olsztyna, a po lewej IC SUKIENNICE do Gdyni, którym pojadę. Miejsce zaklepałem sobie oczywiście takie jak lubię i w odpowiednim kierunku. Ruszamy planowo. Mam okazję przypomnieć sobie trasę dojazdową z Krakowa do CMK, którą jechałem chyba tylko z 2-3 razy w życiu. Od Psar już dobrze znany szlak. Za Idzikowicami zwalniamy i zjeżdżamy w lewo na łącznicę, którą zaliczam. Wiedzie ona przez gęsty las, a prędkość na niej całkiem dobra. Mamy postój w Tomaszowie Mazowieckim, a następnie zaliczam ominięcie Koluszek. Ten odcinek nieco dłuższy od pierwszego i też w większości leśny, chociaż przez moment mamy też pole. Na linię łódzką wjeżdżamy w Żakowicach Południowych. Generalnie to miejsce jest dość pogmatwane, ponieważ Żakowice Południowe są położone zaraz obok Żakowic zwykłych i przez pewien czas każda z tych stacji była obsługiwana tylko w jednym kierunku, a jeden ze zmodernizowanych peronów stacji Żakowice był nieużywany, co budziło kontrowersje. Do Koluszek można wjechać zarówno przez Żakowice zwykłe jak i Południowe. Ta druga opcja jest trudniejsza do zaliczenia (o ile w ogóle jeszcze możliwa), ja niestety jej nie mam. Ok. 13:20 meldujemy się w Łodzi Widzew, gdzie muszę wysiąść, bo pociąg kieruje się od razu na Zgierz.

Niestety najbliższy pociąg do Łodzi Fabrycznej odjeżdża dopiero za ponad godzinę, więc dostanę się tam w inny sposób, a konkretnie zrobię sobie spacer do miejsca, w którym będę mógł wsiąść w linię tramwajową umożliwiającą mi zaliczenie nowych odcinków torów przy Dworcu Fabrycznym. Po drodze mijam ul. Parowozową, tak w nawiązaniu do pierwszego dnia wyjazdu. Smile Pieszo docieram aż do przystanku Tuwima. W oddali widać już dworzec Łódź Fabryczna. Będę chciał wyruszyć 4-ką. Wcześniej jednak nadjeżdża inna linia, więc wsiadam do niej, kupuję w automacie bilet 60-minutowy i na kolejnym przystanku opuszczam tramwaj. Chwilę później nadjeżdża już właściwa linia. Zaliczam nią nowy odcinek torów przy Dworcu Fabrycznym, który obejmuje dwa przystanki. Dojeżdżam do połączenia z pierwotną siecią, czyli do przystanku Kilińskiego-Narutowicza. Do zaliczenia został mi jeszcze drugi krótki odcinek, który umożliwia obsługę Dworca Fabrycznego w okrojonym wariancie. W tym celu przechodzę pieszo na przystanek Plac Dąbrowskiego, skąd linią 12B zaliczam pożądany odcinek. o wysiadce szybko biegnę na podziemne perony, żeby zdążyć na pociąg odjeżdżający o 15:07, ponieważ chcę zaliczyć porządnie tunel i odcinek Łódź Fabryczna – Łódź Widzew. Jest to pociąg ŁKA Sprinter POWIDOKI do Warszawy, którym na odcinku łódzkim mogę pojechać na podstawie posiadanego biletu czasowego MPK Łódź. adąc tunelem wydaje się, że jest on długi, bo pociąg rozpędza się i jedzie tak przez dłuższą chwilę. Idąc pieszo nie wydaje się to aż tak odległy dystans. Po wyjeździe z tunelu mamy postój na zmodernizowanej stacji Łodź Niciarniana, a chwilę później wjeżdżamy na Widzew. W ostatecznym rozrachunku wyszło, że wyrobiłbym się z wszystkim na bilecie 40-minutowym. Mam kilkanaście minut czekania i na Fabryczny powrócę dartem na IC NAŁKOWSKA, już w ramach mojego weekendowego.

Ten sam skład zabierze mnie w dalszą drogę (już jako IC ZAMENHOF relacji Łódź Fabryczna – Białystok) jednak najpierw będę mieć 40 minut, żeby obejrzeć sobie ten dworzec i podziemne perony. Stacja jest ładna i nowoczesna, ale na razie dość słabo wykorzystana. Wynika to z tego, że stacja jest na razie (podobnie jak stara) czołowa, więc obsługuje tylko pociągi kończące bieg. Sytuacja ma się zmienić, gdy zostanie wydrążona dalsza część tunelu pod Łodzią (umożliwiająca przejazd w kierunku Łodzi Kaliskiej i Zgierza) i skierowana zostanie tędy większość pociągów. Niestety w obecnym funkcjonowaniu dworca zrobiono duży błąd, ponieważ nie zabudowano za peronami rozjazdów umożliwiających oblot składu wagonowego przez lokomotywę (mimo, że jest na to miejsce), przez co wjeżdżać tu mogą tylko pociągi obsługiwane EZT, a w przypadku gdy np. dart się popsuje i w jego zastępstwie jedzie skład wagonowy, to pociąg jest odwoływany na odcinku Widzew-Fabryczna. W holu stoją imitacje dawnego budynku dworca. Na głównej tablicy z odjazdami wyświetla się jednak duży komunikat o błędzie. W samym holu, który ma dwa poziomy też na razie dość pustawo. Oprócz kas znajduje się jedynie kilka punktów gastronomicznych. Jest również dworzec autobusowy, na którym spotykam autokar Leo Express.

Czas wykorzystuję do maksimum i dosłownie w ostatniej chwili wsiadam w ZAMENHOFA. Podjeżdżam nim do Koluszek, gdzie mam nieco ponad pół godziny czasu. Robię kilka zdjęć oraz spaceruję po najbliższej okolicy dworca, ale nie ma tutaj niczego szczególnego. Kilka minut przed GÓRNIKIEM przyjeżdża szynobus Łódź Kaliska – Opoczno, z którego wysiada Robert z ekipą. To również ich trzeci (w przypadku niektórych drugi) dzień podróży, jednak w przeciwieństwie do mnie nie zajeżdżali na noce do domu, tylko spędzali je w pociągach. Teraz pojedziemy wspólnie do Katowic. GÓRNIK relacji Warszawa-Katowice w rozkładach ma kategorię TLK i zestawienie wagonowe i takie również podaje megafonistka, w praktyce przyjeżdża dart, a na tablicach w pociągu kategoria IC. Zajmujemy wygodne miejsca i większość trasy drzemiemy, ale jest też czas na wzajemne obejrzenie swoich zdjęć z wyjazdu. Smile Jedziemy tą samą trasą, którą jechałem wczoraj w ramach wizyty w Piotrkowie. W Katowicach jesteśmy po 20:00. Jest godzina czasu do pociągu PKP IC w stronę Zabrza i Gliwic, ale Robert z ekipą chcą dotrzeć tam szybciej, więc kupują bilet na KŚ i wsiadają w kibla, na którego ich odprowadzam. Na stacji zjawia się już TLK UZNAM, ale przed nim odjeżdża TLK GODULA relacji Lublin-Gliwice, więc podjeżdżam sobie nim. W Gliwicach chwila oczekiwania i jadącym zaraz za nami UZNAMEM docieram do Kędzierzyna.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/majwoj.html
Odpowiedz

#82
LIBERECKA DWUDNIÓWKA

DZIEŃ 1 - 15.05.2017.
Kędzierzyn - Opole - Wrocław - Węgliniec - Zgorzelec - Görlitz - Zittau - Liberec - Raspenava - Bílý potok pod Smrkem - Ra

W połowie maja wybrałem się na dwudniową wycieczkę do Czech w celu zaliczania brakujących mi linii w rejonie Liberca. Przy okazji przypomniałem sobie również Kolej Izerską i w końcu zobaczyłem Szklarską Porębę Górną po modernizacji. Wyruszam 15 maja pierwszym regio z Kędzierzyna do Opola o 4:39. Szynobus jak zawsze z dość dużym zapełnieniem. W Opolu pojazd przechodzi na regio do Nysy. Do odjazdu szykuje się też poranne regio do Karłowic. Ja jadę kiblem do Wrocławia. Tam przesiadam się na impulsa relacji Wrocław – Lubań Śląski, którym pojadę do Węglińca. Zapełnienie średnie, bo jedziemy w przeciwpotoku. Jazda po zmodernizowanej trasie szybka i płynna. Od Bolesławca jadę na bilecie Euro-Nysa, z którego będę korzystać już do końca dzisiejszego dnia. W Węglińcu przesiadka na szynobus relacji Zielona Góra – Jelenia Góra przez Zgorzelec. Budynek dworca to obraz nędzy i rozpaczy, a z wiat zostały tylko pręty, na których kiedyś się one znajdowały. Oprócz moich dwóch pociągów spotykam też szynobus z Jeleniej Góry do Zielonej Góry oraz impulsa do Wrocławia. Niezelektryfikowaną linią docieram do Zgorzelca. Ostatnio gdy tu jechałem musiałem wysiąść na przystanku Zgorzelec Miasto i przejść pieszo do Niemiec. Teraz mogę dojechać do głównej stacji w Zgorzelcu (którą wszyscy nazywają Zgorzelec Ujazd od nazwy dzielnicy, mimo że oficjalnie Ujazdu nie ma w nazwie stacji) i granicę przekroczyć pociągiem. Po przyjeździe mój szynobus do Jeleniej Góry przestawia się na lubańską część stacji. Ja odbędę teraz podróż pociągiem o najkrótszej relacji w Polsce: Zgorzelec-Görlitz. Przy sąsiednim peronie oczekuje szynobus KD. Frekwencja to pojedyncze osoby. Po krótkiej jeździe przez most graniczny jestem w niemieckim Görlitz. Mój pociąg przyjeżdża o 10:19, pociąg do Zittau odjeżdża również o 10:19, a oba składy są na maksymalnie oddalonych od siebie torach stacji. Gdybym się bardzo uparł to może sprintem dobiegłbym na drugi pociąg, ale na szczęście dalsze plany pozwalały na ustalenie bezstresowej godzinnej przesiadki i jazdę kolejnym pociągiem. Cykam kilka fotek, a szynobus KD uda się za jakiś czas w drogę powrotną do Węglińca. Zaglądam do dworcowej księgarni, a następnie w ramach Euro-Nysy podjeżdżam tramwajem na deptak. Tam również zaglądam do kilku sklepów i ponownie tramwajem powracam na dworzec. Na peronie zameldowało się już desiro relacji Cottbus-Zittau. Trasę opisywałem już nieraz, więc nie będę się powtarzać. Wszystko bez zmian, kilkukrotnie przekraczamy granicę polsko-niemiecką, a na polskich torach dużo bardziej rzuca. W Zittau trwa remont torowiska i cała stacja jest rozkopana. Dostępny jest tylko jeden tor przelotowy i jeden tor ślepy od strony Rybniště i Drezna. Desiro po zmianie czoła wyrusza w drogę powrotną do Cottbus. Ja mam chwilę czasu, więc zaglądam na dworzec wąskotorówki. Czytając informacje w gablotce natrafiam na wpis, z którego wynika, że posiadacze Euro-Nysy muszą uiścić dopłatę w wysokości 5 euro. Dawniej jechałem żytawską wąskotorówką bez żadnych dopłat i również na stronie KD nie ma o tym żadnej informacji. Podobna sytuacja ma się z koleją gondolową w Libercu: dwa lata temu jechałem w ramach biletu, teraz na każdy przejazd trzeba dokupić miejscówkę za 35 koron, ale o tym jest informacja także na polskich stronach. Szynobusem spółki TRILEX udaję się do Liberca. Najpierw przejeżdżamy tranzytem przez polski Porajów, na którym pociąg wlecze się niemiłosiernie. Wjazd na teren Czech poznajemy po gwałtownym przyspieszeniu. Frekwencja na odcinku granicznym dość marna, pociąg zapełnia się w Hrádku nad Nisou – pierwszej stacji po stronie czeskiej. Na wjeździe do Liberca burza z gradem na tyle silna, że przez dłuższą chwilę nic nie widać za oknem. Wysiadając na libereckim peronie mamy już jej końcówkę. Mam pół godziny czasu, które spędzam na dworcu.

Dzisiaj będę zaliczać lokalki na północ od Liberca. Kolejność ustalona jest pod linię do Jindřichovic pod Smrkem, którą muszę przejechać konkretnym pociągiem, bo po południu jest tylko on jeden (w dni robocze są 3 pary, w weekend odrobinę więcej). Kilka minut przed odjazdem przyjeżdżają dwa szynobusy, które po zmianie czoła wyruszą w drogę powrotną. Pierwszy kursuje do stacji Černousy, a drugi, którym pojadę dojedzie do miejscowości Bílý potok pod Smrkem. Zostaną rozdzielone na stacji Raspenava. Z początku jedziemy wzdłuż linii w stronę Zittau, a potem odbijamy w prawo. Trasa nie jest jakaś bardzo górska, ale widoki są sympatyczne. W Raspenavie dłuższy postój na rozłączenie szynobusów. Po odjeździe pociągu do Černousów, nasz pojazd również wyjeżdża w tamtą stronę, ale tylko po to, żeby przestawić się na inny tor. Następnie kierujemy się na właściwą linię i po niedługiej jeździe meldujemy się na stacji Bílý potok pod Smrkem. W okolicy nie ma nic ciekawego. Tym samym szynobusem powracam do Raspenavy, w której niestety trafiam na ulewę. Mimo tego staram się udokumentować stację. Do pociągu, którym przyjechałem dołącza się drugi i razem pojadą do Liberca. Wygląda to tak, że pociąg z kierunku Frýdlantu po prostu wjeżdża na ten sam tor, na którym stoi już pierwszy szynobus i powoli do niego podjeżdża, aż w końcu się połączą. Ja wsiadam w pociąg Liberec-Černousy. W pociągu dużo uczniów, ale większość wysiada na kolejnej stacji (Frýdlant v Čechách). Dobrze, że zwiedzanie tego miasta mam zaplanowane na powrocie, bo teraz uniemożliwiłby to deszcz. Na odcinku Frýdlant-Černousy prędkość bardzo dobra, trafia się też tunel. Stacja Černousy znajduje się na skraju miejscowości. Linia kolejowa nie kończy się tu, a wiedzie dalej do polskiego Zawidowa. Niestety odcinka granicznego jak i również dalszego po stronie polskiej nie da się niczym zaliczyć. Powracam do Frýdlantu, gdzie będę mieć około godziny czasu. Stacja przechodzi modernizację, więc dostępne są tylko 2 małe peroniki, a reszta jest rozkopana. Przed budynkiem dworca znajduje się pozostałość po jakieś kolejce wąskotorowej, na położonym obok budynku mamy napisy po czesku i po niemiecku. Idę do centrum miasta, do którego trzeba zejść z górki. Rynek całkiem ładny z okazałym ratuszem. Znajduje się w nim informacja turystyczna czynna do 16:00, a na moim zegarku 16:02. Postanawiam jednak spróbować i okazuje się, że pani tam pracująca jeszcze jest i nie wygląda jakby spieszyła się z zamknięciem. Kupuję pocztówkę oraz znaczek turystyczny, który zastępuje mi magnes jeśli ich nie ma albo są nieciekawe. Na tablicy z godzinami urzędowania można znaleźć dość ciekawe polskie tłumaczenie jednego z miesięcy. Tongue Powracam przez park, w którym znajduje się kilka drewnianych rzeźb. Teraz czas na ostatnią linię i jedyny popołudniowy pociąg do Jindřichovic pod Smrkem. Trasa w dużo gorszym stanie, a pociąg strasznie się wlecze. W pociągu nie ma kierownika, obowiązuje samoobslužný způsob odbavování, co oznacza, że bilety kasuje się w kasowniku, a zakupić można w biletomacie albo u maszynisty. Na przystanku Krásný Les bažantnice, który znajduje się na odludziu wsiada nieco starszy pan, który okazuje się być rewizorem i przeprowadza kontrolę biletów. Wysiada na przystanku Řasnice zastávka, który znajduje się na nie mniejszym odludziu. W dni robocze większość pociągów dociera tylko do stacji Nové Město pod Smrkem, ostatni odcinek pokonują tylko 3 pary. Tak jak pisałem, w weekend jest nieco lepiej. Stacja końcowa to zrujnowany i nieczynny budynek dworca i również odludzie. Z racji, że mam tu aż 50 minut idę w stronę miejscowości. Też nic szczególnego, dwie główne uliczki z kilkoma bocznymi, kościół, jakaś knajpka, kilka domów i… budka telefoniczna obok remizy strażackiej. W miejscowości są tablice opisujące niektóre obiekty, także w języku polskim. Nieopodal, gdzieś w lesie znajduje się jakiś skansen, bo mamy nawet przystanek kolejowy Jindřichovice pod Smrkem-Skanzen. O 17:59 ruszam w drogę powrotną. W pociągu pustki. Regio Nova dowozi mnie do Frýdlantu, gdzie muszę się przesiąść na pociąg Černousy-Liberec. Na peronie ten sam rewizor, który kontrolował mnie w pociągu do Jindřichovic. Podjeżdża z nami do Raspenavy, gdzie przesiada się na szynobus w przeciwnym kierunku.

O 19:24 jestem z powrotem w Libercu. Na peronach zastaję dużo policji, strażaków i ratowników pogotowia. Myślałem, że to jakieś ćwiczenia, dopóki nie zobaczyłem nóg wystających spod pociągu, wokół którego zebrała się ekipa. Skład powoli, milimetr po milimetrze jest cofany do tyłu, aby umożliwić usunięcie zwłok spod pociągu. Masakra… Korzystając z resztek dnia wsiadam w tramwaj, aby podjechać na rynek. Dojechać mogę tylko do terminalu przesiadkowego Fügnerova, ponieważ trasa do pętli Lidové sady, która idzie bezpośrednio obok rynku jest w remoncie. Po krótkim spacerku pod górkę jestem na miejscu. Obchodzę sobie starówkę, trafiam też do pizzerii, w której mogę zjeść dobrą pizzę za 90 koron. Robi się już zmierzch, więc czas udać się na nocleg. Schodzę z powrotem do węzła Fügnerova, jednak tramwaj zwiewa mi sprzed nosa. W oczekiwaniu na następny podchodzę do przystanku Rybníček. Po 21:00 w tramwajach libereckich obowiązuje wsiadanie przednimi drzwiami z pokazaniem biletu. Nie wiedziałem o tym, więc dokopanie się do mojej Euro-Nysy zajmuje mi dłuższą chwilę, ale motornicza twardo czeka i nie odjeżdża. Gdy wyciągam zielony blankiet Euro-Nysy z kasy PR już widzę po jej minie, że kompletnie nie wie co to jest, więc mówię nazwę biletu. Kobieta patrzy na mnie jak na kosmitę, który przybył z innej planety, ale na szczęście nie robi problemów i odjeżdżamy. Wysiadam na przystanku Staré Pekárny, z którego jest najbliższej do noclegu. Nocleg mam w hotelu ARENA znajdującym się po południowej stronie torów kolejowych. Z mapy wynika, że z dworca jest do niego dość daleko, ale jeśli pójdzie się skrótem przez niewielki lasek, to można tam dotrzeć ze stacji w około 10-15 minut, chociaż najkrótszą drogę niekoniecznie od razu idzie zauważyć na mapie. Tym razem nie skorzystałem z booking.com, a po raz pierwszy z czeskiego portalu rezerwacyjnego hotel.cz, więc kilka słów na jego temat. Funkcjonuje on trochę inaczej, gdyż w przeciwieństwie do bookingu, nie zakłada się tam konta, a dane o dostępności pokoi nie są aktualizowane w czasie rzeczywistym. Gdy zarezerwujemy wybrany nocleg, w ciągu 24 godzin dostaniemy potwierdzenie, czy faktycznie jest on dostępny. Ja dostałem po 3 minutach. Wszelkie późniejsze zmiany czy rezygnacje dokonujemy wyłącznie poprzez kontakt mailowy z portalem lub przez infolinię. Ponadto w mailu była informacja, że pokój zarezerwowany jest tylko do godziny 18:00 w dniu przyjazdu, więc musiałem skontaktować się z obiektem, w celu ustalenia późniejszej godziny przybycia. Zrobiłem to przez formularz na stronie hotel.cz, odpowiedź dostałem bezpośrednio z recepcji hotelu. Cena mojego noclegu to 330 Kč. Na dzień przed wyjazdem na portalu pojawiła się zniżka na 231 Kč opisana jako Last Minute na 32 godziny przed przyjazdem. Ponieważ nie minął jeszcze termin bezpłatnego odwołania mojej rezerwacji, skontaktowałem się z portalem z zapytaniem o anulowanie tego co mam obecnie (w celu zarezerwowania w niższej cenie). Otrzymałem informację, że jeśli bym anulował i zarezerwował ponownie, to cena i tak byłaby 330 Kč a nie 231 Kč, a zniżka widoczna na stronie jest błędna. Mam jednak wrażenie, że mnie okłamano, ponieważ zniżka w dalszym ciągu się pokazuje na każdy dzień i raczej nie wygląda na to, aby miało się coś w tej kwestii zmienić. I tak jest to chyba najtańsza cena jaką można znaleźć w Libercu. Sam obiekt to hotel 3-gwiazdkowy, który posiada niewielką część pokoi o standardzie schroniska (na ich stronie opisane są jako ubytovna). Zamówiłem miejsce w pokoju 4-osobowym, trafiłem do 6-osobowego, w którym przez całą noc byłem zupełnie sam. W pokoju jest umywalka. Obiekt jest również na stronie booking.com, ale tam można rezerwować tylko droższe pokoje o standardzie hotelowym. Mój pokój znajduje się na 6. piętrze, tak wysoko jeszcze nie spałem. Każde piętro kończy się trójkątnym balkonem, z którego mamy widok na Ještěd (niestety balkon był zamknięty). Jest też widok na tory kolejowe. Na piętrze znajduje się niewielka kuchnia oraz łazienki i prysznice. Standard przyzwoity, jednak minusem (podobnie jak w Berlinie) jest brak możliwości ustawienia kierunku strumienia wody w prysznicu.


DZIEŃ 2 - 16.05.2017.
Liberec - Turnov - Železný Brod - Tanvald - Smržovka - Josefův Důl - Smržovka - Liberec - Tanvald - Harrachov - Szklarska Poręba Górna - Wrocław - Kędzierzyn

Dzisiejszy dzień rozpoczynam ok. 5:30 i przed 6:00 opuszczam hotel. W ciągu niecałych 15 minut docieram na dworzec. Udaję się do kasy, w której zakupuję bilet Celodenní+POLSKO na kraj liberecki za 259 Kč. Będę mógł na nim pozaliczać resztę braków, a następnie dojechać do samego Kędzierzyna. Mógłbym aż do Częstochowy gdybym chciał. Ciekawe jak będzie ze znajomością tego biletu wśród polskich drużyn. Bilet można kupić tylko w dniu wyjazdu, nie ma przedsprzedaży. Rozpocznę od zaliczenia odcinka Liberec-Železný Brod i osobówki Liberec-Stará Paka o 6:30. Kolejność nie jest przypadkowa, ponieważ zaraz po przejeździe tego pociągu rozpoczyna się výluka z komunikacją zastępczą między Libercem a Turnovem. Na szczęście udało się domknąć plan z godziną rezerwy w zapasie. Frekwencja niska. Na końcu naszego składu dopięta jest Regio Nova, być może to jakiś podsył. Na trasie całkiem ładne górskie widoczki. W Turnovie dłuższy postój, więc wychodzę obejrzeć stację, którą stanowi kilka wąskich peroników i jeden szerszy (położony najdalej od budynku), pomiędzy którymi przechodzi się przejściem w poziomie torów. Jest to kilkukierunkowy węzeł, więc stoi kilka pociągów, a od mojego składu odpinają Regio Novę, która jechała na końcu. W holu dworca kilka wycieczek szkolnych, a przed dworcem stoją już autobusy komunikacji zastępczej do Liberca. Kontynuuję jazdę tym samym pociągiem i wysiadam w Železným Brodzie. Mam niecałą godzinę czasu, więc idę obejrzeć miejscowość. Do centrum udaję się ścieżką wzdłuż rzeki Izery. Miasteczko nie jest duże, obejmuje właściwie kilka ulic i niewielkie blokowiska. Nie ma typowej starówki, a centrum miasta stanowi niewielki plac z ratuszem. W pobliżu jest kilka wąskich uliczek z trochę zaniedbanymi kamienicami oraz kościół, do którego trzeba wspiąć się po dość długich schodach. W Czechach bardzo podoba mi się to, że nawet w pipidówkach zazwyczaj mamy informację turystyczną (np. Trhový Štěpánov), w której nie brakuje gadżetów. Tutaj również jest, więc mogę zabrać ze sobą jakąś pamiątkę po zaliczeniu kolejnej miejscowości. Na dworzec powracam inną trasą, główną drogą w miasteczku przechodząc pod betonowym wiaduktem linii kolejowej, którą przyjechałem. Na stacji będzie teraz sporo się dziać, ponieważ spotkają się dwa rychliki, a do tego przyjedzie osobówka z Tanvaldu, która będzie tam powracać. Dla rychlików miejsce zatrzymania się czoła pociągu wyznacza dyżurna stojąc z chorągiewką. Po wymianie podróżnych we wszystkich możliwych kierunkach każdy skład odjeżdża w swoją stronę. Jako ostatni odjeżdża mój pociąg do Tanvaldu. Do celu docieramy z kilkuminutowym opóźnieniem. Stacja Tanvald położona jest na łuku i przeszła modernizację. Mój szynobus zatrzymuje się na tym samym torze, na którym stoi pociąg do Szklarskiej Poręby, a po drugiej stronie peronu oczekuje pociąg do Liberca, na który szybko się przesiadam. Niestety muszę stać, bo pół pociągu zajmuje wycieczka, wiec jest tłok. Na szczęście podjeżdżam tylko do Smržovki. Wspomnianą miejscowość pociąg objeżdża niemal dookoła, a przed główną stacją jest wysoki wiadukt. Wysiadam razem z wycieczką. Wygląda na to, że też będą się przesiadać na pociąg do stacji Josefův Důl, który dopiero przyjedzie. Jest to krótki kikucik, na którym pociągi kursują co pół godziny albo co godzinę. Dla pociągów tej relacji jest specjalny ślepy tor znajdujący się na przedłużeniu podstawowego peronu. Gdy przyjeżdża Regio Nova zajmuję miejsce na początku składu, a wycieczka ładuje się na tyły. Odjedziemy z lekkim opóźnieniem, bo czekamy na pociąg z Liberca, o czym zostajemy poinformowani przez głośniki w pociągu. Planowo na fotki na stacji Josefův Důl były tylko 3 minuty, więc w praktyce będzie to tylko czas potrzebny na przejście mechanika z jednej kabiny do drugiej. Po przyjeździe skomunikowanego pociągu, możemy ruszyć. W tym pociągu (podobnie jak wczoraj do Jindřichovic) nie ma kierownika, ale po odjeździe ujawnia się młody kontroler, który sprawdza bilety. Jazda trwa tylko kilka minut. Na miejscu szybko robię zdjęcia nie spuszczając oczu z mechanika. Najszybciej jak się da ruszamy w drogę powrotną. Kontroler dziwi się, że od razu wracam. W Smržovce ponownie powracamy na główną linię łączącą Liberec z Harrachovem i Polską. Przesiadam się na czekający już szynobus do Liberca. Na trasie trafia się kolejna wycieczka dzieciaczków. Między Jabloncem nad Nisou a Libercem momentami jedziemy wzdłuż podmiejskiej linii tramwajowej łączącej te miasta.

W Libercu mam godzinę czasu. Udaję się jeszcze raz na starówkę, tym razem już pieszo. Chcę zajrzeć do informacji turystycznej, która wczoraj była już nieczynna. Po drodze oglądam dworzec autobusowy. Za budynek dworca robi kilka połączonych ze sobą kontenerów i nie wygląda to na dworzec tymczasowy tylko stały. Na zdjęcia załapują się przejeżdżające tramwaje. Docieram na starówkę. Okazuje się, że informacja turystyczna w mieście wojewódzkim nie jest w stanie sprzedać mi pocztówki, ponieważ są one w jakiejś inwentaryzacji czy coś w ten deseń. Zakupuję więc ją w pobliskiej galerii. Wracając na dworzec wstępuję jeszcze do sklepu z tanimi płytami i filmami. Sklepy te są w całych Czechach między innymi na dworcu Praha hl.n. Zakupuję 2 DVD po 10 Kč, jeden o Krakowie i innych polskich miastach, a drugi o Szwajcarii. Na dworzec dobiegam tuż przed przyjazdem szynobusu ze Szklarskiej Poręby, który będzie tam powracać. Zależało mi, żeby zdążyć na przyjazd, bo chciałem zająć sobie dobre miejsce, a ten typ pojazdu ma dość dziwny układ siedzeń, więc miejsc, które mi odpowiadają według moich fanaberii nie ma zbyt wiele. Tongue Niestety po zajęciu miejsca zostajemy wyproszeni z szynobusu, bo musi on zostać posprzątany. Dopiero po odczekaniu kilku minut możemy na dobre się rozsiąść. Przed odjazdem jeszcze kilka zdjęć. Ruszamy o 12:35. Trasę mam zaliczoną w całości, ale niewiele z niej pamiętam (poza odcinkiem, którym przyjechałem dziś). W Jabloncu nad Nisou mamy mijankę. W Smržovce wsiada ta sama wycieczka, z którą jechałem do stacji Josefův Důl. Okazuje się, że dzieciaczki jadą aż do Harrachova. Za Tanvaldem linia wspina się coraz wyżej. Jest tu kolej zębata, ale z pociągu ciężko to zobaczyć. Harrachov to dawniej był jeden mały peronik, przy którym zatrzymywały się nieraz po 2 pociągi. Teraz został zmodernizowany, a obok powstał drugi, więc są możliwe mijanki. Tutaj wysiada większość pasażerów, a do Polski pozostaje tylko kilka osób. Jedziemy teraz przez wysokie góry, ale nadzwyczajnych widoków nie uświadczymy, bo trasa wiedzie głównie przez gęste górskie lasy. Na przystanku Szklarska Poręba Jakuszyce robię fotki przez drzwi. Kierpociowa pyta, czy już sfociłem i czy może dać odjazd. Tongue Tongue Tak samo jest w Szklarskiej Porębie Hucie. Podróż kończy się w Szklarskiej Porębie Górnej. Stacja straciła trochę ze swojego dawnego klimatu gdy przeszła modernizację. Obecnie mamy wyremontowane perony oddzielone ogrodzeniem, pojawił się też ślepy tor od strony Jakuszyc, na którym skończył bieg szynobus z Liberca. Impuls do Wrocławia oczekuje już przy budynku dworca, a na środkowym torze odpoczywa sobie skład TLK SUDETY. W budynku dworca jest czynna kasa Kolei Dolnośląskich, a nieco ukryta darmowa toaleta nadal wygląda tak, że strach z niej korzystać. Ruszamy o 14:39 i dość powoli zjeżdżamy widokową trasą do Jeleniej Góry. Na wjeździe dołączają się do nas linie z Lwówka Śląskiego i Węglińca. Linia lwówecka wygląda na niejeżdżoną. W Jeleniej Górze kilka minut postoju, więc wychodzę na szybkie fotki. Perony przechodzą modernizację. Przy sąsiednim stoi dart jako IC ASNYK do Warszawy. Jedziemy dalej wyremontowaną trasą do Wrocławia. Od Wojanowa do Janowic Wielkich jeden tor jest nieczynny. Podczas podróży trochę przysypiam. Nie było żadnej nadzwyczajnej reakcji na mój czeski bilet. We Wrocławiu przesiadka z dolnośląskiego impulsa na opolskiego impulsa do Kędzierzyna. Opolski jest jednak krótszy i nieco za mały na trasę Wrocław-Opole w szczycie. W pociągu straszny tłok, a ludzie stoją wszędzie gdzie się da. Na szczęście skład na każdej kolejnej stacji wyludnia się, na miejsce siedzące udaje mi się załapać już w Św. Katarzynie, a od Brzegu jest luźno. W tym pociągu również żadnej nadzwyczajnej reakcji na bilet, tak jakby to była zwykła polska jednorazówka. W Kędzierzynie jestem ok. 20:00.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/libdw.html
Odpowiedz

#83
IMPREZA "OPOLSKIE ZAKAMARKI"

20.05.2017.

Kędzierzyn-Koźle - Opole Główne - Opole Groszowice - Opole Wschodnie - Opole Główne Towarowe - Opole Główne - Opole Główne Towarowe - Opole Groszowice - Kłodnica - Żabieniec - Kędzierzyn-Koźle KKD - Racibórz - Pietrowice Wielkie - Baborów - Pietrowice Wielkie - Kietrz - Pietrowice Wielkie - Racibórz - Kędzierzyn-Koźle - Prudnik - Krapkowice - Prudnik - Nysa - Kamieniec Ząbkowicki - Wrocław - Ostrów Wielkopolski - Poznań - Toruń - Olsztyn

20 maja odbyła się impreza „Opolskie Zakamarki”, bardzo dla mnie interesująca, ponieważ zaliczało się na niej nieczynne odcinki w województwie opolskim, a nawet w samym Kędzierzynie. Było już wcześniejsze podejście do imprezy w tym rejonie (chociaż z inną trasą i taborem), ale niestety nie doszło do skutku, więc tym bardziej, gdy okazało się, że tym razem plan wypali, zainteresowanie było bardzo duże. Wyjazd z Opola był o 5:00 w związku z tym jeśli nie chciałem brać noclegu to musiałem zdecydować się na IC PRZEMYŚLANIN. Pociąg już z Przemyśla wyjechał z około godzinnym opóźnieniem i utrzymywał je na trasie. Dzięki temu mogłem dłużej poleżeć sobie w łóżku, mając na bieżąco raporty od kol. Tomka, gdzie znajduje się skład. Gdy nadchodzi odpowiednia pora udaję się na dworzec, gdzie spotykam się z kol. Michałem, który również jedzie na imprezę. Po przyjeździe PRZEMYŚLANINA dołączamy do kol. Tomka. Podróż do Opola spędzamy na korytarzu, na którym spotykamy też inne osoby jadące na imprezę. W Opolu musimy przeczekać ponad 2 godziny, więc udajemy się do poczekalni. Większość ławek jest zajęta przez śpiące osoby (ale raczej nie są to żule), a z różnych jej kątów na zmianę regularnie dochodzą odgłosy chrapania. Tongue Gdy zbliża się 5:00 udajemy się na peron 4, gdzie zbierają się uczestnicy. Taki peron został podany przez przewoźnika, jednak mamy wyjechać podstawową trasą do Opola Groszowic, więc zakładałem, że albo jest to błąd albo czeka nas niespodzianka w postaci manewrów po łącznicy. Okazało się, że jednak błąd i skład 2 szynobusów SA134 wjeżdża na tor przy peronie 2. W pociągu tradycyjnie swoje stoisko prowadzi kol. WARS-ik. Po zajęciu miejsc ruszamy w 14-godzinną podróż, w czasie której wiele ciekawych zaliczeń przed nami. Po dojeździe do Groszowic przetaczamy się na towarową część stacji i mijając peron kierujemy się na linię do Opola Wschodniego. Linia została jakiś czas temu wyremontowana i jedzie się po niej szybko i płynie. Ciekawostką są okrągłe słupy trakcyjne. Mijamy też zakład przy ul. Głogowskiej. W Opolu Wschodnim nie dojeżdżamy do peronu tylko zmieniamy czoło zaraz na początku grupy towarowej, przy wiadukcie na ul. Ozimskiej. Następnie kierujemy się łącznicą do posterunku Bolko, z której korzystają pociągi do Jelcza-Laskowic oraz Karłowic. Zaraz za posterunkiem wjeżdżamy na grupę towarową i przez Opole Główne Towarowe docieramy do pasażerskiej części stacji. Z części towarowej nie da się wjechać w perony, więc musimy skorzystać z toru bez peronu, co powoduje lekkie zdziwienie dyżurnych. Kiedyś przez grupę towarową jeździły szynobusy do Kluczborka i z tego powodu specjalnie dla nich powstał drewniany peron tymczasowy. Podczas naszego postoju na stacji melduje się EIP z Jeleniej Góry do Warszawy. Około 6:00 ruszamy w dalszą drogę. Ponownie jedziemy przez grupę towarową, a następnie kierujemy się na linię łączącą Opole Główne Towarowe i Opole Groszowice. To moje pierwsze zaliczenie na tej imprezie, bo poprzednie linie (Groszowice-Wschodnie i Bolko-Opole Towarowe) miałem okazje zaliczyć na objazdach pociągów do Jelcza i do Kluczborka. Prędkość na tym odcinku bardzo niska. Po kilku minutach wyjeżdżamy w Groszowicach. Po lewej mamy linię z Opola Wschodniego, a po prawej z Opola Głównego. Znów przejeżdżamy obok peronu, a następnie wjeżdżamy na linię do Kędzierzyna i jedziemy po najbardziej znanej mi trasie, którą jeżdżę prawie codziennie. Kolejne zaliczenie następuje na posterunku Kłodnica, z którego zostajemy skierowani na linię towarową, która wyprowadza nas na tory towarowe w Kędzierzynie. Przejeżdżamy poza peronami, a na stacji akurat trwa oblot lokomotywy na TLK WYSOCKI. Wariantem dolnym docieramy do Kędzierzyna-Koźla Azot i na przelocie jedziemy do Raciborza. Tam dosiada kolejna grupa uczestników, w tym Czesi.

Teraz dopiero zaczyna się porządne zaliczanie. Wyjeżdżamy w kierunku Chałupek, a w okolicach grupy towarowej odbijamy w prawo na linię w kierunku Baborowa. Jedziemy sobie prędkością spacerową przez polne krajobrazy, które za sprawą kwitnącego na żółto rzepaku prezentują się bardzo ładnie. Na zdjęcie załapuje się zrujnowany budynek dawnej stacji Racibórz Studzienna. Pierwszy fotostop robimy tuż przed Pietrowicami Wielkimi, gdzie dołącza się do nas linia z Kietrza, którą też dzisiaj zaliczymy. Na stacji Pietrowice Wielkie dość ruchliwy przejazd kolejowy, a na budynku dworca wisi plandeka imitująca okna i drzwi na budynku. W końcu osiągamy Baborów. Dawniej ważny węzeł, dzisiaj wszystko pozarastane krzakami. Odjeżdżały stąd pociągi nie tylko do Raciborza, ale także do Głubczyc i Racławic oraz do Kędzierzyna. Na budynku dworca ostała się kartka z 2000 roku informująca o zawieszeniu pociągów. Nasz skład przyszło obejrzeć trochę miejscowej ludności. Po wykonaniu zdjęć ruszamy w drogę powrotną a naszym celem będzie teraz Kietrz. Zaraz na wyjeździe ze stacji robimy fotostop. Później robimy jeszcze kolejne. W Pietrowicach kierujemy się na linię do Kietrza. Tam również przyszło nas obejrzeć trochę miejscowych, a my mamy zmianę kierunku i chwilę czasu. Kolejna relacja naszego pociągu to Kietrz-Krapkowice. W drodze powrotnej mamy fotostop z żółtym rzepakiem. Są jakieś problemy techniczne z szynobusem, więc przedłuża się on. Kolejne zdjęcia następują podczas zmiany czoła w Pietrowicach Wielkich. Kierowcy przejeżdżający przez przejazd nic sobie nie robią ze stojącego pociągu i regularnie wjeżdżają nam w kadr… Następnie już bez postojów docieramy do Raciborza. Czeka tu na nas obiad, który każdy odbiera sobie na podstawie kuponu. Ja podobnie jak na wcześniejszych imprezach wziąłem schabowego. Spotykamy tutaj też dwa impulsy jako Opolski Ekspres Dęty, który przyjechał z Opola. Aktualnie wszyscy jego uczestnicy udali się na raciborski rynek. Według planu mieliśmy wyjechać z Raciborza przed kiblem do Kędzierzyna, jednak odbiór obiadu spowodował, że wyjechaliśmy po nim. Tym razem między Azotami a głównym dworcem w Kędzierzynie jedziemy torem górnym. Ze względu na kibel, który będzie powracać do Raciborza zostajemy wpuszczeni na nieużywany już obecnie w planowym ruchu tor przy peronie 1A. Po odjeździe kibla przejeżdżamy na tor przy peronie 1, gdzie również mamy chwilę postoju. Zawsze było dla mnie trochę śmiesznym uczuciem przejeżdżać przez własną stację nie opuszczając jej albo nawet nie wysiadając z pociągu. Teraz kierujemy się na Magistralę Podsudecką i na przelocie docieramy do Prudnika. Zaliczymy jeszcze jeden rarytas czyli linię do Krapkowic, która niedawno została wyremontowana na potrzeby wojska. Najpierw wyjeżdżamy w stronę Nysy, aby przestawić się na odpowiedni tor, a następnie wyruszamy w drogę. Prędkość na szlaku dobra, ale musimy zwalniać na przejazdach, gdyż pociąg jest tu nowością, a niektóre drogi są ruchliwe. Jadą z nami pracownicy, którzy gotowi są zabezpieczać przejazdy. Trasa to w większości klimaty polne. Dojeżdżamy najdalej jak się da, czyli za stację Krapkowice do przejazdu kolejowego przy nastawni. Ostatnia relacja na dziś to Krapkowice-Legnica. Po wykonaniu zdjęć cofamy się w peron stacji, gdzie również focimy szynobus z budynkiem dworca. Na peronie leży pełno słupków kilometrowych. W drodze powrotnej do Prudnika następuje jeszcze kilka fotostopów. Na ostatnim z nich wsiadanie jest trochę utrudnione, więc po zrobieniu zdjęć wsiadamy do pojazdu, który jest bliżej, a w Prudniku powrócimy do naszego. Do Prudnika dojeżdżamy kilka minut po odjeździe ostatniego w dobie szynobusu do Kędzierzyna, ale na szczęście nie planowałem nim wracać, ponieważ prosto z imprezy jadę do Olsztyna. Jedziemy dalej Podsudecką w stronę Nysy, ale w Nowym Świętowie zostajemy wzięci na bok, ponieważ będzie nas wyprzedzać planowy szynobus Głuchołazy Miasto – Kluczbork. Odbieg z Nowego Świętowa do Nysy to ok. 15 minut, czyli dla nas oznacza to jakieś 20 minut postoju. Oglądamy więc sobie stację. Następnie jedziemy do Nysy, gdzie mamy krótki postój. Przypominamy sobie teraz nieużywany w ruchu pasażerskim odcinek Nysa – Kamieniec Ząbkowicki. Prędkość bardzo dobra, a w rejonie Otmuchowa ładny widok na jezioro. To jest nieprawdopodobne, żeby przez tyle lat dwa województwa (i to takie, którym raczej zależy na kolei) nie potrafiły się ze sobą dogadać, aby uruchomić chociaż weekendowe połączenia z Nysy do Kłodzka. W Kamieńcu Ząbkowickim zmiana czoła i krzyżowanie, więc kolejna i już ostatnia okazja do zdjęć. Jedziemy trochę opóźnieni w stosunku do rozkładu, więc zostaje zgłoszone skomunikowanie na GWARKA, którym zainteresowana jest duża liczba osób. W praktyce okazuje się, że do Wrocławia przyjeżdżamy przed czasem. Nieliczni, którzy chcą jechać dalej imprezowym pociągiem do Legnicy, muszą przesiąść się do innego pojazdu.

Ja mam teraz 3 godziny czekania do TLK UZNAM, który odjeżdża dopiero około północy. Nie będę się jednak nudzić, ponieważ dziś jest Noc Muzeów i we Wrocławiu z transportowych atrakcji mam do wyboru albo przejazdy zabytkowymi autobusami i tramwajami albo pociąg retro na Nadodrze, który odjeżdża pół godziny po przyjeździe naszej imprezy. Gdy zostaje podana zapowiedź o jego podstawieniu dziki tłum zaczyna szturmować wąskie schody prowadzące na peron 5. Pierwotnie myślałem o autobusach, ponieważ na retro nie było miejsc, ale ostatecznie wcisnąłem się do tłumu w jednym z wagonów, gdyż ze względu na ścisk i tak nikt nie będzie niczego sprawdzać. Tongue Wolniutkim tempem z krótkim postojem we Wrocławiu Mikołajowie docieramy na Wrocław Nadodrze. Parowóz zostanie tutaj nawodniony, a następnie wykona oblot i powrócimy do Wrocławia Głównego. Na peronie rozkłada się WARS-ik ze stoiskiem z pamiątkami kolejowymi, który podobnie jak ja prosto z pierwszej imprezy przesiadł się na drugą. Smile Sporo osób po przyjeździe na Nadodrze opuściła stację, więc w drodze powrotnej jest już luźniej. Po 23:00 jestem z powrotem na głównym wrocławskim dworcu. Około północy przybywa TLK UZNAM z Krakowa do Świnoujścia. W przedziale, w którym mam miejscówkę dużo ludzi, więc idę do innego wagonu, gdzie mogę się położyć. Większość trasy do Poznania przesypiam. W Poznaniu liczyłem, że TLK DRWĘCA będzie już podstawiony, bo dawniej odjeżdżał ze ślepego toru. Niestety teraz już tak nie jest, więc muszę trochę przeczekać w holu dworca. Po 5:00 schodzę na peron, przy którym jest już podstawiony mój pociąg w mega długim składzie 2 wagonów (bezprzedziałowy i przedziałowy). Zasypiam zaraz po ruszeniu z Poznania, budzę się w Iławie, z małymi przebłyskami w Mogilnie i Toruniu. Około 10:30 jestem w Olsztynie i kończę moją ponad 30-godzinną podróż.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/opoza.html
Odpowiedz

#84
Kolejoman - zazdroszczę! Jak Ty dajesz radę pogodzić to wszystko? Smile
Odpowiedz

#85
(02.07.2017, 13:18)SAP102 napisał(a): Kolejoman - zazdroszczę! Jak Ty dajesz radę pogodzić to wszystko? Smile

Ale co mam pogodzić? Tongue


TRAMWAJOWY WALC WIEDEŃSKI

DZIEŃ 1 - 7.06.2017.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Ostrava - Hranice na Moravě - Přerov - Hodonín - Břeclav - Kúty - Trnava - Galanta - Bratislava

W pierwszej połowie czerwca ponownie wybrałem się do Wiednia, aby kontynuować zaliczanie sieci tramwajowej. Podobnie jak ostatnio postanowiłem dołączyć do tego jeszcze inne zaliczenia kolejowe i tramwajowe i również podobnie jak ostatnio za bazę wypadową obrałem Bratysławę. Wyruszam tradycyjnym i jedynym porannym połączeniem z Kędzierzyna do Bohumina, które aktualnie startuje o 7:01. W Raciborzu mam 12 minut na przesiadkę, jednak przed Raciborzem Markowicami stajemy na dłuższą chwilę. Mija nas jadący w przeciwnym kierunku kibel do Katowic, ale nie stwierdzam, żeby któryś z torów był zamknięty. Łapiemy opóźnienie i do Raciborza przybywamy tuż przed godziną odjazdu pociągu do Bohumína. Nie kupię więc przejściówki w kasie, muszę to zrobić u konduktora, ale na szczęście nie ma za to dopłaty. W Chałupkach wysiadają 2 osoby i również 2 wsiadają. W Bohumínie tym razem wjeżdżamy na ślepy tor, co przy porannym pociągu rzadko mi się zdarza. Jak zawsze muszę trochę odczekać zanim ruszę w dalszą podróż. W kasie zakupuję to co mi potrzebne oraz biorę pieczątkę na bilet powrotny na piątek. W celu wytracenia czasu podjeżdżam sobie do Ostravy hl.n. rychlikiem DETVAN, który jedzie ze stacji Zvolen na Słowacji. Trochę spaceruję po dworcu, zaglądam też do księgarni oraz sklepu modelarskiego. Moim celem jest Břeclav. Mógłbym tam dotrzeć bezpośrednim EC POLONIA (Warszawa-Wiedeń), ale chcę wyjechać nieco wcześniej połączeniem z przesiadkami w Hranicach na Moravě i Přerovie, a po drodze zwiedzić jeszcze Hodonín. Ponadto za skorzystanie z tego konkretnego połączenia dostaje się podwójną ilość punktów do programu lojalnościowego ČD Body (mimo, że bilet ważny jest także w innych pociągach). Program ten polega na zbieraniu punktów za zakup biletów przez E-shop. Punkty można wymieniać na różne nagrody. Są wśród nich np. wejściówki do teatrów czy muzeów albo prenumeraty czasopism, ale także bilety kolejowe (całkowicie darmowe lub ze zniżką 90 %), miejscówki lub niektóre warianty In-Karty. Perony po bohumíńskiej stronie dworca zostały w końcu odnowione. Aktualnie wszystkie pociągi międzynarodowe do i z Polski kursują przez Zebrzydowice, ze względu na jakieś prace torowe po polskiej stronie w rejonie Chałupek. Na tablicach z ogłoszeniami możemy dowiedzieć się, że w Polsce mamy stacje Raczibórz oraz Katowice Główne. Tongue Kilka dni temu miał miejsce wypadek pociągu Leo Express, w którym flirt uderzył w kozioł oporowy na stacji Přerov. Skład został wyłączony z użytkowania, a przewoźnik tak po prostu odwołał sobie 3 pary pociągów bez żadnej komunikacji zastępczej… Informuje o tym mała karteczka w przejściu na perony.

Punktualnie przyjeżdża EC PRAHA z Warszawy do Pragi, w którym znajduję sobie prywatny przedział. Wysiadam w Hranicach i przechodzę na pierwszy peron gdzie stoi wagonowa osobówka do Přerova. Przyjeżdża osobówka ze stacji Valašské Meziříčí, którą okazuje się… pojedynczy motoraczek, mocno nabity. Oprócz niego przyjeżdża też rychlik z Brna do Bohumína, Leo Express z Pragi i osobówka Přerov-Vsetín. Wszystko poopóźniane i mojej osobówce też wypisują +10. Nie jest to dla mnie dobra sytuacja, bo w Přerovie mam 4 minuty na przesiadkę na rychlik Olomouc-Brno przez Břeclav. Z Hranic wyjeżdżamy nie głównym szlakiem, tylko jednotorem który przecina główną linię i dołącza się do niej dopiero w pobliżu stacji Drahotuše. Widok z wiaduktu w Hranicach. Przy kontroli informuję kierpociową o zamiarze przesiadki, jednak za jakiś czas wraca do mnie z informacją, że pociągu o 11:24 nie będą trzymać i mam sobie pojechać osobówką o 11:42… Ja nie posłucham jednak tej rady, ponieważ niedługo po osobówce odjeżdża wspominany EC POLONIA, który wyprzedza ją na trasie i jest w Hodonínie i Břeclavi wcześniej. Mam więc chwilę czasu na spacer po najbliższej okolicy dworca w Přerovie, ale nie zdążę zaliczyć miasta. Osobówka odjeżdża z opóźnieniem, bo na coś czekała, więc chwilę po jej przyjeździe wjeżdża już POLONIA. Skład zatłoczony, ale w jednym wagonie znajduje się zasłonięty firankami przedział opisany jako zarezerwowany. Okazuje się jednak, że jest on otwarty i zupełnie pusty, więc siadam sobie w nim. Osobówkę wyprzedzamy już w Hulínie. W Ostrokovicach mijamy dwa szynobusy z PESY jako osobówka do Vizovic. W Hodonínie jestem o 12:40. Mam dużo mniej czasu niż było planowane, ale spróbuję pobiec na ryneczek, tym bardziej, że osobówka też jedzie trochę opóźniona (tablice wykazują 10 minut). Na szczęście okazuje się, że jest to dość blisko i dobiegam tam w kilka minut. Tak samo szybko powracam na dworzec. Niestety nie zdążyłem znaleźć punktu, w którym mógłbym zaopatrzyć się chociaż w pocztówkę, ale ratuje mnie dworcowy kiosk, w którym można ją kupić za śmieszną cenę 2 korony (ok. 35 groszy). Dociera opóźniona osobówka. Podjeżdżam nią do Břeclavi, gdzie znów mam trochę czasu. Najpierw idę do ČD Centrum, żeby zakupić Malý pohraniční styk do stacji Kúty, a później oglądam najbliższą okolicę stacji. Generalnie nic ciekawego. Do Kút jedzie pojedynczy motoraczek. Frekwencja całkiem dobra ale sporo osób wysiada na stacji Lanžhot. W Kútach mam kilka minut na przesiadkę w kierunku Trnavy, ale muszę kupić bilet, więc przy planowaniu założyłem, że w razie niepowodzenia pojadę połączeniem godzinę później. Idę do kasy i proszę o bilet Kúty-Bratysława przez Trnavę i Galantę, który powinien kosztować 7,06 euro. Coś jednak nie mogę się dogadać z kasjerką, ona chyba też nie do końca rozumie dlaczego tak chcę jechać, skoro mam bezpośredni pociąg do Bratysławy, a ja jeszcze niepotrzebnie mówię, że być może będę robić przerwy w podróży (żeby jakoś uzasadnić moją dziwną jazdę). Po dokonaniu płatności okazuje się, że zamiast jednego biletu dostaję 3 oddzielne: Kúty-Trnava, Trnava-Galanta i Galanta-Bratysława… -,- Na szczęście dwa ostatnie są wystawione w taryfie REGIONAL i łączna cena wyszła tylko o niecałe 30 centów drożej, więc jakoś przeżyję. Taryfa REGIONAL to niższe ceny biletów na trasach do 30 km, ale taki bilet można wykorzystać tylko w pociągach osobowych. Niestety słowacki system sprzedaży (w przeciwieństwie do polskiego i czeskiego) jest dla mnie kompletnym kosmosem, więc nawet patrząc co kasjerka robi na monitorze, nie jestem w stanie zainterweniować, jeśli robi coś niezgodnie z moim życzeniem. Została minuta do odjazdu, więc szybko biegnę do pociągu Kúty-Trnava. Na szczęście zdążam, więc nie będę musiał siedzieć godzinę na tym zadupiu.

Linia trochę mnie zawiodła, gdyż patrząc na jej krętość spodziewałem się górskich klimatów, a tymczasem krajobraz mamy raczej płaski i nieciekawy. Na stacyjce Šaštín-Stráže mamy kaplicę na ścianie budynku dworca. Za stacją Jablonica zawracamy po łuku o prawie 180 stopni mimo, że teren jest płaski. Linia robi się górska, jest nawet jeden tunel, ale okazuje się, że to tylko pozory, bo za chwilę wszystko wraca do normy… Mijanki mamy na stacjach Senica i Smolenice. W Trnavie kończymy podróż na jednym ze ślepych torów. Perony przelotowe położone na łuku znajdują się nieco dalej. Stacja jest zmodernizowana i posiada nowoczesny dwupoziomowy budynek z bardzo dużym holem. Całość z nastawnią wygląda raczej jak wieża kontroli lotów i terminal lotniska. Tongue Zejście do tunelu jest otoczone niebieskimi szybami, co powoduje dość ciekawe wrażenie. Właśnie odjeżdża IC z Koszyc do Bratysławy. Jest to nowy produkt, mający na celu podwyższenie komfortu jazdy na najważniejszej trasie na Słowacji. Skład jest jednak bardzo krótki, czyżby było aż tak niskie zainteresowanie? Jeśli chodzi o linię Trnava-Galanta to spodziewałem się podrzędnej lokalki z motoraczkiem, a tymczasem oczekuje City Elefant i to całkiem ładnie zapełniony, szczególnie po przyjeździe rychlika z Bratysławy. Jedziemy zelektryfikowaną lokalną linią. W pociągu jest monitor, na którym możemy obserwować bieżące położenie pociągu na dość szczegółowej mapie. Dzięki temu dokładnie wiemy kiedy pojawi się np. przejazd kolejowy albo dołączy się jakaś linia kolejowa. Na stacji Sereď dołącza się linia z Leopoldova, której nie można przejechać niczym pasażerskim. W Galancie szybkie zdjęcia podczas przesiadki na pociąg do Bratysławy. Również przyjeżdża City Elefant. Na tej stacji, jak również na następnej tablice są dwujęzyczne (po słowacku i węgiersku). O 18:00 jestem w Bratysławie. Ogólnie linie, które dzisiaj zaliczałem były mało ciekawe, no ale kreski na mapie muszą być. Tongue Zakupuję bilet do Wiednia na jutro, a następnie idę pieszo do mojego miejsca noclegowego, którym jest jak zawsze hostel PATIO. Za 2 noce (z wliczonym podatkiem miejskim) płacę 21,40 euro. Pokój 12-osobowy składający się z dwóch pomieszczeń 6-osobowych. Tuż przede mną w recepcji melduje się 2 facetów. Okazuje się, że hostel ma rezerwację tylko dla jednego z nich i twierdzi, że nie dostał prośby o dorezerwowanie noclegu dla drugiej osoby, która została złożona przez booking.com. Niestety wszystkie łóżka są zarezerwowane, więc druga osoba musi szukać innego miejsca. W moim pokoju właśnie ten facet (o imieniu Boyraz) oraz 4 dziewczyny rozmawiające po francusku: Marine, Mathilde, Agatha i Lucie. W sąsiednim pokoju grupa skośnookich, którzy rozmawiają między innymi o pobycie w Polsce, a na tapecie są Kraków, Warszawa i Oświęcim. Są jeszcze 2 godziny dnia, więc chowam plecak do schowka pod łóżkiem i idę w miasto. Przez starówkę docieram na bratysławski zamek, którego nie miałem okazji jeszcze zwiedzać. Wspinając się schodami coraz wyżej mam coraz piękniejszy widok na Dunaj z mostem SNP oraz na samo miasto. Na terenie zamku znajduje się też ogród barokowy. Zamek można opuścić jedną z kilku bram. Wychodzę inną niż wszedłem i w efekcie dochodzę do ul. Kapucyńskiej. Zbliża się 21:00, więc idę na szybkie zakupy do Tesco, aby zaopatrzyć się w wodę i prowiant i uniknąć konieczności kupowania tego za ojro w Austrii. Zanoszę zakupy do hostelu i idę jeszcze na krótki wieczorny spacer po starówce. Z Bramy Michelskiej wypuszczona jest wiązka zielonego lasera, która za pomocą kilku luster dochodzi aż na drugą stronę starówki. Po spacerze czas zbierać się do spania.


DZIEŃ 2 - 8.06.2017.
Bratislava hl. st. - Marchegg - Wien - Marchegg - Bratislava hl. st.

Pobudka bardzo wczesna, ponieważ chcę maksymalnie wykorzystać dzień i wyjechać pierwszym pociągiem do Wiednia o 5:38. Około 5:15 opuszczam hostel i idę na dworzec główny. Pociąg do Wiednia jest podstawiony przy peronie 4, a zapełnienie bardzo duże. Z pewnością sporo mieszkańców Bratysławy dojeżdża do pracy w Wiedniu, ponieważ mimo niewielkiej odległości różnica w zarobkach pewnie jest znacząca. Jedziemy do stacji Devínska Nová Ves, a następnie wjeżdżamy do Austrii na stację Marchegg. Słowacki kierownik zmienia się na austriackiego, ale ten drugi przez całą podróż nie pofatygował się, aby sprawdzić bilety. Ze stacji Marchegg odchodzi również lokalna linia do stacji Gänserndorf (na trasie Břeclav – Wiedeń). Niedawno pociągi z Bratysławy jeździły objazdem właśnie przez tą linię. Szkoda, że nie trafiło się w terminie mojego wyjazdu. Na dworcu Wien Hbf jesteśmy o 6:43. W pierwszej kolejności chcę zaliczyć wyjazd z dworca Wien Hbf w kierunku dworca Wien Meidling i czynię to S-bahnem do Unter Purkersdorf odjeżdżającym o 7:02. Przy sąsiednim peronie zameldował się CHOPIN. Z Warszawy przyjechała przedziałówka ze starymi drzwiami i otwieralnymi oknami. Jak widać, perła wśród europejskich przewoźników kolejowych będąca niedoścignionym wzorem w zakresie podejścia do klienta oraz gospodarki taborem, wysyła za granicę coraz ciekawsze rzeczy… Po dojechaniu na Wien Meidling chcę przemieścić się do stacji Wien Floridsdorf i stamtąd rozpocząć zaliczanie linii tramwajowych po wschodniej stronie Dunaju. Przybywa kolejny S-bahn, jednak gdy widzę ludzi cisnących się w przedsionkach, odpuszczam i zajmuję miejsce w stojącym obok pustawym składzie relacji Wien Meidling – Gänserndorf. Planowy odjazd to 7:38. Odjeżdżamy z lekkim poślizgiem i jeszcze nie zdążyliśmy wyjechać z peronów, a gwałtownie hamujemy. Mechanik wychodzi z kabiny i ogląda coś w miejscu złączenia obu składów. Część osób zdecydowała się opuścić skład i poszukać innego pociągu. Po około 10 minutach postoju mechanik powraca do kabiny i ruszamy… jednak kilkanaście sekund później znów gwałtowne hamowanie i kolejny postój. Zaczyna mi się to coraz mniej podobać, więc chcę wysiąść i powrócić na peron, za który ujechaliśmy raptem jakieś 50 metrów. Drzwi jednak są zablokowane, a zaraz po próbie otworzenia ich, mechanik podaje przez głośniki komunikat, żeby nie wysiadać. Znowu idzie gdzieś na tył pociągu i długo nie wraca. W końcu zostajemy wycofani z powrotem w perony, a obok stoi kolejny S-bahn do Gänserndorfu z planowym odjazdem o 8:08. Wszyscy się przesiadają… i znów stoimy. Ruszamy blisko 10 minut po czasie, a na trasie jeszcze dorzucamy plecy, bo co chwilę stajemy między stacjami (najwyraźniej jedziemy za czymś w odbiegu). W końcu około 8:40 docieram na upragniony Wien Floridsdorf. Masakra… Nie jest to pierwsza wpadka Kolei Austriackich, w 2011 roku gdy podróżowałem na Sommertickecie było ich więcej. Najbardziej spektakularną było wypisanie na tablicy peronowej innego pociągu niż ten, który wjechał. Sęk w tym, że oba pociągi miały tą samą stację docelową i były obsługiwane tym samym taborem (jeden jechał prosto, a drugi zaliczał lokalną linię). W efekcie wsiadłem do złego (który odjechał sobie z ludźmi na grupę, aby wpuścić ten prawidłowy, a następnie wrócił się w perony) i nie zaliczyłem jednej linii…

Wychodzę przed dworzec na przystanek tramwajowy. Pierwotnie planowałem skupić się wyłącznie na tramwajach, jednak ostatecznie zdecydowałem, żeby robić również metro, które akurat w przypadku Wiednia w sporej części idzie nad ziemią po estakadach. Interesują mnie też stacje przesiadkowe, których w Wiedniu jest 9. Dla porównania w Pradze są 3, w Berlinie kilkanaście, a w Warszawie aż jedna. Smile Rozpoczynam linią 25, którą jadę do pętli Aspern. Po drodze mijam centrum handlowe, które tramwaje objeżdżają z dwóch różnych stron. Zazwyczaj jednak takie objeżdżanie odbywa się prawostronnie, a tutaj jest odwrotnie. Na pętli kilka zdjęć. Tą samą linią wracam kilka przystanków do Donauspital, gdzie można przesiąść się na metro. Linie po tej stronie Dunaju to długie kikuty, więc jeśli mam możliwość przejechania metrem pomiędzy ich końcami to z tego korzystam. Wsiadam w linię U2, jednak najpierw pojadę aż do ostatniej stacji czyli Seestadt. Trasa wiedzie po estakadach, a kończy się obok niewielkiego jeziora i blokowiska. Czekam na pociąg powrotny i podjeżdżam do Hausfeldstrasse, gdzie jest pętla linii 26. Jedziemy po estakadzie nad polem oraz centrum handlowym, w pewnym momencie zmieniamy tor na lewy, aby obsłużyć przystanek z peronem wyspowym. Docieram do drugiej pętli linii 26 (Strebersdorf). Po wykonaniu zdjęć ruszam w drogę powrotną. Przed Floridsdorfem trafiam na kontrolę biletów. Kanar długo przygląda się mojemu biletowi, już chcę pokazywać mu zapis o ważności w strefie 100 w Wiedniu, ale w końcu oddaje mi go. Na Floridsdorfie przesiadam się na 31. Jadę do pętli Stammersdorf. Powracam również 31. Za Floridsdorfem znowu trafiam na kontrolę. Tym razem inny kanar już nie patrzy tak długo na mój bilet i śmieje się. Kanary jeżdżą w grupie 5-osobowej. Tym razem kogoś złapali i wypisują mu kwit. Oj, nie chciałbym płacić kary za jazdę na gapę w ojro. Tongue Na pewnym odcinku jedziemy objazdem ze względu na remont. Nie do końca mogę połapać się w odgałęziających się liniach w tym rejonie. Linia kończy bieg na pętli Schottenring. Wsiadam w U2 i jadę w stronę Seestadt aby doliczyć brakujący kawałek. Wysiadam na stacji Aspernstrasse, gdzie ten kurs akurat kończy. Powrotnym kursem powracam znów na Schottenring i oglądam sobie tą stację przesiadkową. W przypadku tych stacji interesuje mnie zawsze jak umiejscowione są linie względem siebie i jak wygląda przejście pomiędzy nimi, jak również wyjścia na powierzchnię z każdej z nich. Następnie nadal linią U2 jadę do kolejnej stacji przesiadkowej – Volkstheater. Szybkie zwiedzanie i znów U2 jadę do Karlsplatz, na której ta linia kończy. Na tej stacji przesiadkowej spotykają się aż 3 linie. Teraz wsiadam w U1 i podjeżdżam na Stephansplatz, który jest kolejną stacją przesiadkową. Wychodzę na chwilę na górę. Na placu jak zwykle tłum ludzi i pełno wycieczek. Są też jacyś akwizytorzy w strojach z epoki Mozarta, którzy zaczepiają ludzi i o coś pytają. Plac jest rozkopany, bo trwa remont nawierzchni. Powracam do metra i kontynuuję jazdę U1. Jadę do końca czyli do stacji Leopoldau. Za stacją Praterstern wyjeżdżamy na powierzchnie i od tego momentu jedzie się jak pociągiem. Po przyjeździe na Leopoldau przechodzę na stację kolejową i czekam na S-bahn, żeby podjechać na Floridsdorf. Pociąg odjeżdża o 14:14. Na stacji Wien Floridsdorf przechodzę na początkową stację linii U6. Ta linia jest nieco inna niż pozostałe, bo kursują po niej składy przypominające tramwaje i idzie po wysokich estakadach oraz posiada stacje o zabytkowym wyglądzie. Wysiadam na Spittelau i tym samym kolejna stacja przesiadkowa zostaje zaliczona. Znajduję się jedną stację od końca linii U4 – Heiligenstadt, więc podjeżdżam tam sobie. Pociąg na tym odcinku jedzie bardzo powoli. Na stacji Wien Heiligenstadt mamy wspólny peron dla pociągów i metra, stoi też zabytkowy parowóz. Linią U4 jadę na Schwedenplatz – kolejny węzeł metra. Stamtąd U2 na Praterstern. Wychodzę na niewielki dworzec tramwajowy. Wsiadam w linię 0. Zaliczając kolejne nowe odcinki torów dojeżdżam do przystanku Wien Quartier Belvedere. Jest tu belweder, który sobie obejrzę, ale najpierw zrobię kółeczko, aby zaliczyć wszystkie brakujące mi odcinki w tym rejonie. Linią D podjeżdżam na Schwarzenbergplatz. Po drodze mijamy bardzo ładną fontannę. Następnie linią 71 jadę do przystanku St. Marx. Później 18-ka, którą powracam na Quartier Belvedere. Belweder i otaczające go ogrody zajmują sporą powierzchnię ciągnącą się przez odległość blisko 3 przystanków tramwajowych. Przy belwederze znajduje się biała chatka, do której można wejść. W środku jednak znajduje się tylko ekran, na którym ta chatka ma usta i coś mówi. W ogrodach nie brakuje fontann i różnych rzeźb. Obejście całości zajmuje mi z godzinę. Wychodzę po drugiej stronie, na przystanku tramwajowym Unteres Belvedere. Linią 71 podjeżdżam na przystanek Am Heumarkt, gdzie znajduje się fontanna, o której pisałem kilka zdań wcześniej. Oczywiście oglądam sobie ją. Promienie słońca odbijające się w strumieniu fontanny tworzą tęczę.

Po drugiej stronie fontanny znajduje się przystanek Gusshausstrasse, z którego linią D podjeżdżam na Schottentor. O tym węźle pisałem ostatnio, że oprócz przelotowej linii w ramach ringu znajduje się tutaj również pętla. Nie zauważyłem jednak ostatnio, że pętla ta jest dwupoziomowa. Tramwaje odjeżdżają równolegle zarówno na powierzchni jak i w tunelu. Na dole rozpoczynają bieg linie 37, 38, 40, 41 i 42, a na górze linie 43 i 44. Zaczynam od pętli dolnej, z której wyjeżdżam linią 37. Jadę w pełnej relacji do pętli ulicznej z przystankiem Hohe Warte. W sumie to nie wyczaiłem do końca gdzie jest przystanek początkowy, a gdzie końcowy, bo tramwaj trochę dziwnie objeżdża tą pętlę. Tym samym pojazdem powracam do przystanku Glatzgasse, gdzie odgałęzia się linia do dzielnicy Grinzing. Udaję się tam linią 38. Pętla jest bardzo ciekawie położona, tramwaj przejeżdża niewielkim tunelikiem pod budynkiem. Sama dzielnica to zabytkowe kamieniczki z kościołem. Linią 38 powracam na Schottentor. Przechodzę na górną pętlę i odjeżdżam linią 43. Wysiadam na przystanku Alser Strasse, aby przesiąść się na linię U6. Aby się do niej dostać muszę wspiąć się do góry po sporej ilości schodów. Wysiadam na kolejnej stacji przesiadkowej czyli Westbahnhof. Po obejrzeniu kontynuuję jazdę U6 do kolejnego węzła czyli Längenfeldgasse. Ta stacja przesiadkowa jest inna niż pozostałe, ponieważ znajdują się tu dwa perony, a spotykające się linie zatrzymują się przy tym samym peronie i są możliwe przesiadki drzwi w drzwi między nimi. Po wyjściu ze stacji można zobaczyć poszczególne linie, z których jedna wchodzi do tunelu a druga wjeżdża na estakadę. Linią U3 podjeżdżam na Karlsplatz. Tam przesiadka na U1 i jadę na dworzec Wien Hbf, ponieważ zbliża się 20:00. Z wszystkich 9 stacji przesiadkowych nie obejrzałem tylko jednej: Landstrasse, Wien Mitte. Pociągi z Wiednia do Bratysławy kursują przez cały dzień w takcie 16 minut po pełnej godzinie (oprócz tego są jeszcze pociągi do stacji Bratislava-Petržalka). Przy obecnej długości dnia najbardziej pasowałoby mi wracać po 21:00, jednak jest to jedyna godzina, w której nie ma pociągu. Zmuszony jestem więc wyjechać o 20:18, bo jadąc dwie godziny później byłbym dopiero koło północy w hostelu. Pociąg do Bratysławy jak zwykle czai się we wschodniej części stacji, a tor na którym stoi często jest współdzielony także z innym pociągiem. Korzystając z faktu, że jadę za jasnego, frekwencja jest nieduża, a okna otwieralne, robię trochę zdjęć z trasy oraz stacji. Stacja Wien Hausfeldstraße to aktualnie drewniany peron tymczasowy. Przed stacją Marchegg zostaje podany komunikat, że dojeżdżamy do stacji granicznej i ÖBB dziękuje za wspólną podróż, a w dalszą drogę zabierze nas ZSSK. Po przyjeździe na stację graniczną czekamy chwilę aż nadjedzie pociąg z Bratysławy i zmienią się drużyny. Po wjeździe na Słowację jeszcze postój na stacji Devínska Nová Ves. Niedługo później jesteśmy w Bratysławie. Wjechaliśmy na tor przy malutkim peronie 5, o którego istnieniu nawet nie wiedziałem. Po około 20-minutowym spacerze jestem w hostelu. W moim pokoju francuskojęzyczne dziewczyny bez zmian, a miejsce Boyraza zajął inny facet, który ukrył swoją karteczkę z imieniem.


DZIEŃ 3 - 9.06.2017.
Bratislava - Kúty - Břeclav - Brno-Židenice - Brno hl.n. - Přerov - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn

Nie miałem za bardzo pomysłu w jaki sposób wrócić z Bratysławy do Kędzierzyna. W końcu postanowiłem ostatecznie zakończyć sprawę sieci tramwajowej w Brnie, a dodatkową motywacją był objazd pociągów dalekobieżnych umożliwiających zaliczenie odcinka Brno Horní Heršpice – Brno dolní nádraží – Brno-Židenice. Około 7:40 opuszczam hostel i udaję się na stację. Wyruszam o 8:10 pociągiem EC JAN JESENIUS relacji Budapeszt-Praga. Gdy przybywam na peron zastaję spory tłum ludzi, ale na szczęście na tyłach składu jest luźniej, więc udaje się znaleźć odpowiednie miejsce. Jedziemy przez Kúty i Břeclav i kierujemy się do Brna. W pewnym momencie idę do toalety, a gdy z niej wracam zastaję na moim miejscu siedzącą kobietę. Najwyraźniej leżący na siedzeniu plecak, to była dla niej zbyt słaba informacja, że ktoś tu siedzi. Z rozmowy wynika, że ktoś zajął jej miejsce, na które miała miejscówkę, więc uznała, że i ona może kogoś podsiąść… Na szczęście dochodzimy do porozumienia i zaliczany odcinek będę mógł przejechać na odpowiednim do moich fanaberii miejscu. Na stacji Brno Horní Heršpice odbijamy w prawo od głównej linii, którą przez pewien czas jeszcze widzimy. W zamian za dworzec główny mamy postój na stacji Brno dolní nádraží. Stacyjka ze zmodernizowanym peronikiem funkcjonuje tylko gdy odbywają się jakieś objazdy. Wysiada tutaj tłum ludzi, który przesiada się na komunikację zastępczą do dworca głównego. Po wymianie podróżnych jedziemy dalej. Kilka minut później meldujemy się na stacji Brno-Židenice, gdzie wysiadam. Tutaj łączymy się już z podstawową trasą. Kolejny postój pociągu to dopiero Pardubice. Oglądam sobie tą stację, która teraz w czasie objazdów obsługuje dużo większą liczbę pociągów. Zjawia się Regio Jet z Pragi do Bratysławy. Po wykonaniu zdjęć idę pieszo na pętlę tramwajową Stará osada, na której wsiadam w linię 2. Jadę do dworca głównego. Nie kupuję biletu, ponieważ w związku z objazdem, w tramwajach na tym odcinku honorowane są bilety kolejowe. Po przyjeździe zakupuję w RELAY’u dwa bilety 90-minutowe po 27 koron. Powtórzę sobie wszystkie brakujące linie, które jechałem w ulewie. Zacznę od trasy do pętli Stránská skála, ponieważ tramwaj poza szczytem jedzie tam tylko raz na godzinę, więc trzeba dostosować pod nią cały plan. Wsiadam w 10-kę. Na trasie przecinamy niezelektryfikowany tor kolejowy. Końcowy odcinek trasy wiedzie przez las. Na pętli mam 15 minut czasu. Wokół znajduje się jakiś zakład przemysłowy. Mamy też pozostałości po torze dawnej linii tramwajowej Líšeň – Černovice. Tym samym tramwajem ruszam w drogę powrotną. Wysiadam na przystanku Krásného, gdzie przesiadam się na 8-kę. Na tej linii kursują tramwaje dwukierunkowe, a linia trochę przypomina szybki tramwaj. Kończy się przystankiem bez pętli Líšeň, Mifkova. Szybkie fotki i jedziemy z powrotem robiąc miejsce dla kolejnego tramwaju. Tym razem wysiadam na przystanku Geislerova. Z rozkładu wynikało, że będę mieć tu 5 minut czekania na 9-kę do pętli Juliánov, jednak przyjeżdża ona w tym samym momencie co mój tramwaj, więc szybko przebiegam na drugą stronę ulicy i przesiadam się na nią. Jedziemy pod górkę pośród niskiej zabudowy. Na pętli 10 minut czasu. Tym samym tramwajem jadę do dworca głównego. Akurat skończył mi się pierwszy bilet, więc robię chwilę przerwy. Następnie wsiadam w 12-kę. Jadę do pętli Komárov. Tą samą linią powracam na dworzec. Powtórzyłem w tym momencie wszystkie brakujące linie. Mam jednak jeszcze godzinę biletu, więc przejadę się do pętli Ústřední hřbitov, do której jeszcze nie jechałem. Jest to pętla znajdująca się na linii do Modřic, ale wjeżdża się na nią inną parą torów, która ma nieco inny przebieg, więc na upartego można uznać to za zaliczenie. Udaję się tam 2-ką. Pętla dość spokojna. Po zrobieniu fotek odjeżdżam tym razem 5-ką. Przez Mendlovo náměstí docieram do przystanku Česká. Chwilę kręcę się w tej okolicy, zaglądam do księgarni, a następnie wsiadam w 12-kę, którą podjeżdżam do przystanku Šilingrovo náměstí. Rozpoczynam zwiedzanie wzgórza, na którego szczycie znajduje się katedra Św. Piotra i Pawła. Ze wzgórza mamy ładny widok na panoramę Brna oraz dworzec i tramwaje pomiędzy przystankami Hlavní nádraží i Nové sady, gdzie znajduje się jedyne zielone torowisko w Brnie. Na wzgórzu jest też miejsce, gdzie stoi pianino, na którym każdy może sobie zagrać. Po obejściu wzgórza wstępuję na chwilę do katedry oraz do położonego obok sklepu, w którym zakupuję pocztówkę. Otrzymuję też broszurkę na temat Nocy Kościołów, która dzisiejszego wieczoru odbywa się w Czechach. Później schodzę i zaglądam na chwilę na dwa brneńskie rynki czyli Zelný trh oraz Náměstí Svobody. Następnie deptakiem docieram z górki do dworca.

Na dworcu teraz dużo mniejszy ruch, bo sporo pociągów dalekobieżnych go omija albo zaczyna bieg na innych dworcach. Zajmuję miejsce w rychliku do Bohumína i o 15:02 ruszamy. Trasa jest mi znana, a po drodze mijanki. Do jazdy wybrałem oczywiście wagon z otwieralnymi oknami. Obecnie w większości tych wagonów siedzenia są już futerkowe, a stare wagony ze skajem są wynajmowane dla PKP Intercity. Bilet na przejazd podzieliłem w Ostravie, ponieważ na odcinku Brno-Ostrava skorzystałem z Akční jízdenki. Obecnie jazda na biletach jednorazowych w Czechach w sporej części opiera się dwóch ofertach promocyjnych: Včasná jízdenka Česko i właśnie Akční jízdenka. Dzięki temu nie mając In-Karty stosunkowo łatwo można unikać jazdy w taryfie Obyčejná. Obie oferty to kontyngenty biletów w niższych cenach. Akční jízdenka dostępna jest jednak tylko na 10 określonych relacjach, natomiast Včasná jízdenka Česko obejmuje 114 miast, jednak zawsze przynajmniej jedno z miast musi być miastem wojewódzkim. W ramach Akční jízdenki na niektórych relacjach jest też dostępna Super Akční jízdenka, która jest jeszcze tańsza, ale ważna tylko w konkretnym pociągu. Jeśli chodzi o przejazdy międzynarodowe to fajnie korzysta się z Včasnej jízdenki Evropa, o której już pisałem we wcześniejszych materiałach. W przypadku mojej dzisiejszej podróży zdecydowałem się podzielić bilet dwukrotnie: w Brnie i Ostravie. Podział w Brnie wynikał z faktu, że ciężko było zgrać pociąg z Bratysławy, który dojeżdża na Dolní nádraží i Židenice z pociągiem do Bohumína, który odjeżdża z dworca głównego. Nie mogłem sztucznie połączyć ich osobówką, ponieważ pociągi tej kategorii nie wchodzą do Včasnej jízdenki Evropa. Jednak nawet gdyby było to możliwe, to nie miałbym pewności czy mogę skorzystać z tego biletu robiąc aż taką długą przerwę. Zasadniczo bilet w tej ofercie jest ważny na konkretne połączenie, jednak na bilecie jako obowiązkowy pociąg (povinný vlak) wypisywany jest zawsze tylko ten, którym przekraczamy granicę. Nigdzie nie mogę się doszukać czy w przypadku innego pociągu, którym podróżuje się tylko wewnątrz Czech także obowiązuje jazda konkretnym połączeniem czy jest już dowolność. Niestety czeska wyszukiwarka (w przeciwieństwie np. do polskiej) umożliwia wymuszenie co najwyżej godzinnego czasu na przesiadkę, więc nie mogę sobie wygenerować połączenia z np. 4-godzinną przerwą w Brnie, które znalazłoby się na bilecie. Podział biletu w Ostravie wynika ze wspomnianych ofert krajowych. W przypadku podróży do i z Bohumína w wielu przypadkach bardziej opłaca się skorzystać z któreś promocji do Ostravy, a na końcowy odcinek dokupić zwykły bilet. W Přerovie spotykamy się z opóźnionym rychlikiem do Pragi, my również łapiemy przez czekanie na niego +10. EC POLONIA z Wiednia do Warszawy ma zapowiedziane +25. Chwilę przed nami odjeżdża osobówka do Vsetína. Wyprzedzamy ją później w locie między Přerovem a Hranicami. W Suchdole nad Odrou zostajemy wzięci na bok, więc już wiadomo, że będzie wyprzedzać nas POLONIA. Po jej przejeździe ruszamy w dalszą drogę. Tradycyjnie pociąg wyludnia się w Ostravie-Svinov. Do Bohumína docieramy z prawie półgodzinnym opóźnieniem. Mam godzinę czasu do pociągu do Polski, więc spędzam ją na robieniu zdjęć i kręceniu filmików. Na stacji melduje się między innymi IC PORTA MORAVICA z Warszawy do Pragi, na którym podobnie jak na CHOPINIE polska przedziałówka z otwieralnymi oknami. Kręcę również odjazd PRAHY oraz POLONII, która nas wyprzedzała po drodze. PKP IC nadal nie zdołało przeprogramować tablic elektronicznych na niektórych wagonach. Oba pociągi jadą do Warszawy i aktualnie oba przez Zebrzydowice. Myślałem, że na tą okoliczność PRAHA wagony jadące tylko do Bohumína będzie miała na końcu składu (normalnie są na początku ze względu na zmianę czoła w Bohumínie), jednak są bez zmian, więc najpierw przyjeżdża po nie elektrowóz manewrowy, a dopiero potem podpina się polski lok, co generuje opóźnienie. Gdy zbliża się godzina odjazdu wsiadam do polskiego kibla i zakupuję przejściówkę. Pendolino z Pragi przyjeżdża planowo. Odjeżdżamy o 18:53. Mam zaszczyt podróżować na niskim plastiku. W Raciborzu przesiadka na pociąg do Kędzierzyna. W swoim mieście jestem ok. 20:30.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/tramwie.html

Zapraszam też do fotorelacji z nowego dworca Olsztyn Zachodni: http://www.kolejomania.rail.pl/olstza.html
Odpowiedz

#86
WIZYTA NA PÓŁWYSPIE

11.07.2017.

Łeba - Lębork - Reda - Jastarnia - Hel - Reda - Lębork - Łeba

Podczas tegorocznego tradycyjnego pobytu na wakacjach w Łebie wybraliśmy się z Kasią na jednodniową wycieczkę na Półwysep Helski. W planach było zwiedzanie Jastarni, Helu i Władysławowa, jednak na to ostatnie miasto nie starczyło już czasu. Przy okazji odświeżyłem sobie linię Reda-Hel, którą jechałem tylko raz przed remontem i to tylko w jedną stronę. Dawniej pierwszy PKS z Łeby w stronę Lęborka odjeżdżał o 5:00, dzisiaj możliwość wyjazdu jest dopiero ok. 6:00. Pociągu tak wcześnie nie ma, chociaż sytuacja i tak się polepszyła, odkąd ujawniono podsyły do Lęborka zjeżdżające po nocnych pociągach. Fakt jazdy tych składów rano i wieczorem na pusto był dla mnie tak wkurzający, że parę razy zdarzyło mi się jechać takim podsyłem na waleta. Tongue Do Lęborka wyruszamy więc PKS Słupsk. Na naszym kursie mały busik, frekwencja bardzo mizerna. Busem niemiłosiernie rzuca podczas jazdy. Ech, nie ma to jak pociągi. W Lęborku trochę niemiła niespodzianka w postaci kasy PKP IC czynnej dopiero od 7:00 (a nasz pociąg odjeżdża chwilę wcześniej). Czynna jest tylko kasa SKM, więc zakupuję bilety do Redy i z powrotem. Przejazd na tym odcinku odbywamy dwukiblem relacji Lębork-Gdańsk Śródmieście, który na każdej stacji coraz bardziej się zapełnia. W Redzie mamy chwilę przerwy. Najpierw udajemy się do kasy biletowej, która nie znajduje się budynku dworca tylko w małym budyneczku mieszczącym się nieopodal. Gdy proszę o bilet tam i z powrotem z Regio Kartą kasjerka twierdzi, że taki bilet da się wystawić tylko oddzielnie w każdą stronę. Wyprowadzam ją jednak z błędu podając odpowiedni kod, w efekcie zostaję zapytany, czy nie chciałbym przyjść do pracy w kasie. Tongue Czas, który mamy wykorzystujemy na wizytę w Lidlu oraz na kilka zdjęć. Przejeżdża też TLK WYDMY do Helu (z jego drugą częścią jadącą do Łeby minęliśmy się wcześniej). Na naszym pociągu przyjeżdża trójczłonowy SA138 z Newagu. Na razie w pociągu luźno, więc możemy zając dogodne miejsce. Łapiemy plecy, ponieważ wyprzedza nas opóźniony TLK MIERZEJA. Pociągi regio w sezonie kursują na tej trasie bardzo często i są zestawione dość pojemnie (np. dwa dwuczłonowe szynobusy i bonanza), a mimo tego i tak pękają w szwach. W naszym pociągu tłok robi się od Pucka, a od Władysławowa ludzie jadą już jak sardynki. Po drodze mamy mijankę m.in. z TLK ARTUS, którym przez Poznań, Wrocław i Opole można dojechać do Katowic. Wysiadamy w Jastarni, w której tłum ludzi oczekuje na pociąg w stronę Gdyni. Uliczką spod dworca docieramy do portu. Następnie przechodzimy na główny deptak (ze straganami i knajpkami), którym dochodzimy na niewielkie molo. Po zwiedzeniu i zakupie magnesów i pocztówek, powracamy na stację i wraz z kolejnym tłumem ludzi wsiadamy w pociąg do Helu. Zmodernizowana bonanza, do której wsiedliśmy prezentuje się całkiem przyzwoicie. Po dotarciu na Hel cały tłum rusza w kierunku wyjścia. Dotarcie tam zajmuje dłuższą chwilę. Dawno już nie widziałem takiej ‘pielgrzymki’ ludzi. Stacja została ładnie zmodernizowana (podobnie jak reszta linii). Idziemy w rejony zatoki i fokarium. Cena za zwiedzanie jest symboliczna, ale kilometrowa kolejka powoduje, że nie zdążymy tam wejść. Mijając liczne stragany z pamiątkami zaglądamy do portu. Potem wchodzimy w las, który doprowadza nas do plaży cyplowej. Spędzamy tam chwilę czasu. Po plaży wałęsa się łabędź. Następnie wzdłuż plaży po południowej stronie cypla powracamy do centrum miasta. Po drodze mijamy pomnik informujący, że Hel jest początkiem Polski. Udajemy się na główną ulicę miasta. W jednej z knajpek jemy obiad. Niestety nie zdążymy zwiedzić latarni morskiej, do której trzeba kawałek podejść. Powoli kierujemy się w stronę stacji. Mieliśmy do wyboru kilka pociągów w niewielkich odstępach czasu. Ostatecznie dotarliśmy na najpóźniejszy, który nas urządzał i szczęśliwie jest to TUR do Chojnic, którego skład to bipa i bohun. Bohun niesamowicie zawalony, natomiast na samym początku bipy udaje się znaleźć miejsce na górnym poziomie i z oknem, które można otworzyć (a takich za wiele nie ma). We wnętrzu można się poczuć jakby czas cofnął się o kilkadziesiąt lat. Jazda takim składem jest niesamowicie klimatyczna, ciekawe czy jest to moja ostatnia w życiu jazda bipą? Czekamy na przyjazd szynobusu z Gdyni i wyjeżdżamy z Helu. Dokumentuję wszystkie stacje i przystanki. Dawniej na tej linii w okolicach Kuźnicy były miejsca, z których było widać wodę jednocześnie po obu stronach. Dzisiaj jest to już niemożliwe, ze względu na duże zalesienie cypla od strony pełnego morza. Widzimy więc tylko brzeg od jego południowej strony. Za Władysławowem trasa robi się polna ale to nie koniec fajnych klimatów, bo później mamy jeszcze widok na Zatokę Pucką. Bliżej Redy trafiają się też odcinki bardziej pofałdowane, a pociąg jedzie po nasypach. W Redzie mamy chwilę czasu. Nie musimy nigdzie przechodzić, bo przy tym samym peronie zatrzymuje się SKM, którym jedziemy do Lęborka:. W Lęborku zakupujemy bilety do Łeby i ostatnim w dobie szynobusem (ale później są jeszcze TLK) powracamy do naszej nadmorskiej bazy.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/wizhel.html
Odpowiedz

#87
KOLEJOWO-PROMOWY WYJAZD SIERPNIOWY

DZIEŃ 1 - 9.08.2017.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Pardubice - Hradec Králové - Chlumec nad Cidlinou - Městec Králové - Křinec - Nymburk - Poříčany - Pečky – Kouřim - Pečky - Praha

Z racji, że w tym roku nie odwiedziłem jeszcze Pragi, postanowiłem nadrobić to w pierwszej połowie sierpnia, gdzie miałem do dyspozycji 2 wolne dni. Postanowiłem tam dotrzeć zakręconą trasą, aby pozaliczać kolejne braki kolejowe, a w samej Pradze dokończyć zaliczanie promów. Po zeszłym sezonie zostały mi do zaliczenia 2 promy na Wełtawie, jednak od tego roku do systemu PID został włączony jeszcze prom na rzece Berounka, który otrzymał oznaczenie P4. Wyruszam jak zawsze porannym pociągiem z Kędzierzyna do Raciborza. Tym razem zebrałem się na wcześniejszy (5:58), więc w Raciborzu mam godzinę czasu. Zakupuję w kasie przejściówkę i idę do Kauflandu. Wąskotorowy parowóz HALINKA, który stał z boku przy budynku dworca został przeniesiony w bardziej widoczne miejsce, a obok niego pojawiło się sporo tablic ze zdjęciami i informacjami na jego temat. Po powrocie na dworzec zajmuję miejsce w pociągu do Bohumína, który jak zawsze odjeżdża ze ślepego toru przy peronie 3. Tym razem siedzenia futerkowe. W pociągu widzę niektóre znajome twarze stałych podróżników na tej trasie. Tradycyjnie meldujemy się przy peronie 1A. Udaję się do kasy w celu próby zakupienia biletu dobowego na PID, aby później się już tym nie martwić. Budynek i hol dworca w remoncie, więc chodzi się niewielkim tunelem pod rusztowaniem, który umożliwia dojście jedynie do kasy, punktu informacji oraz wyjścia. Bilet zakupuję bez problemu. Zazwyczaj po przyjeździe do Bohumína musiałem długo czekać na dalszą jazdę. Dziś wyjadę szybko bo Pendolino o 9:12 do Pardubic na bilecie Czechy+, do którego dokupiłem przez E-Shop miejscówkę za 35 koron. Zazwyczaj jeżdżę na Super Akční jízdence, przy której jest problem, aby wyjechać tym pociągiem już z Bohumína (ze względu na oddzielny bilet z Bohumína do Ostravy). Miejsce wybrałem sobie w wagonie ze strefą ciszy. Dawniej ten wagon kursował jako klasa 1, więc ma wygodniejsze siedzenia. Niedługo po odjeździe otrzymuję darmową wodę. W Ostravie wsiada trochę osób, ale w moim wagonie pozostaje dość luźno, pewnie ze względu na strefę ciszy. Przy kontroli kierownik widząc polski bilet nie wręcza mi darmowej gazety zakładając, że pewnie nie znam czeskiego, więc upominam się o nią, gdy wraca po kontroli. Na Czechy+ nie było żadnej reakcji. Podróż bezproblemowa i planowa, a w Pardubicach jesteśmy nawet kilka minut przed czasem. Bez problemu uda mi się więc krótka przesiadka na pociąg do Hradca Králové. Muszę przejść spory kawałek, bo stoi on na ślepym torze po prawej stronie budynku dworca, a my wjechaliśmy na jeden z najbardziej oddalonych peronów. Pociągi między Pardubicami a Hradcem Králové kursują co pół godziny. Są to osobówki jeżdżące jako wahadełka na tej krótkiej trasie albo rychliki udające się gdzieś dalej np. do Liberca. Ja trafiłem na osobówkę, którą obsługuje jednostka elektryczna Regio Panter. Nieopodal stoi link z bydgoskiej PESY jako osobówka do stacji Hlinsko v Čechách, który w Czechach funkcjonuje pod nazwą Regio Shark. Są też jeszcze inne zwierzątka. Po półgodzinnej jeździe jestem w stolicy kraju hradeckiego. Pociąg kończy bieg również na ślepym torze (aby niebawem udać się w drogę powrotną) a tłum ludzi zmierza w kierunku dworca. W peronach stoi kilka pociągów, które porozjeżdżają się za chwile w swoje strony. Między innymi mega zatłoczony rychlik do Trutnova. Na peronie ostatni chętni pasażerowie szukają przedsionków, do których da się jeszcze wcisnąć. W końcu pociąg rusza z opóźnieniem. Chyba tylko raz albo dwa widziałem tak zatłoczony pociąg u naszych południowych sąsiadów.

W Hradcu Králové przewidziałem sobie niecałe 2 godziny na zwiedzenie miasta. Przed dworcem znajdują się stanowiska autobusowe oraz wysoki gmach hotelu Chernigov. Od dworca idę ulicą o nieco spokojniejszym ruchu, która doprowadza mnie do galerii. Następnie przejściem podziemnym przechodzę już na typową starówkę z kamieniczkami i kilkoma dużymi placami. Ciągnie się ona przez dość duży obszar, jest jednak czasem przedzielana ruchliwymi ulicami. Na jednym z placów trafiam na automat z mlekiem. Po przejściu mostem nad Łabą i wspięciu się po sporej ilości schodów dochodzę w końcu do głównego rynku – Velké náměstí. Znajduje się tu między innymi informacja turystyczna oraz katedra. Magnesy i pocztówki dostępne w informacji turystycznej bardzo nieciekawe, ale na szczęście w księgarni religijnej obok katedry są sensowniejsze, więc tam się w nie zaopatruję. Nieco inną trasą powracam na dworzec, po drodze wstępując jeszcze do kilku sklepów. W dalszą drogę udam się rychlikiem Rozkoš relacji Trutnov-Praha. Zobaczymy czy podróż nim to faktycznie będzie taka rozkosz. Tongue Najpierw nastąpi jednak zmiana lokomotywy z nurka na elektryka. Część składu, która przyjechała z Trutnova dość mocno nabita, ale razem z elektrowozem zostają podpięte dodatkowe wagony, w których bez problemu znajduję prywatny przedział. Ruszamy z niewielkim opóźnieniem. Klimaty na trasie przede wszystkim polne. W Chlumcu nad Cidlinou pociąg zatrzymuje się tak, że aby przesiąść się do motoraczków oczekujących przy sąsiednim peronie trzeba najpierw poczekać aż skład do Pragi odjedzie. Zauważyłem jednak, że niektórzy od razu wysiadają po drugiej stronie (aby mieć czas na papierosa) i również tak zrobiłem. Dzięki temu mogłem zrobić zdjęcia i zająć sobie miejsce. Oprócz mojego motoraka do miejscowości Městec Králové oczekuje też drugi do stacji Stará Paka przez Ostroměř. W tamtym frekwencja zdecydowanie większa. W moim mało kto jedzie, a kierownik podczas wsiadania pyta czy na pewno nie pomyliłem pociągu. Tongue Na niektórych odcinkach mam prywatny pociąg. Na stacji Městec Králové planowo miały być 2 minuty na przesiadkę, ale w praktyce jest więcej, bo przyjechaliśmy przed czasem. W kolejnym pociągu również niewielka frekwencja. Kierowniczka przy kontroli pyta się czy jestem Polakiem i śmieje się, że nie umie nawet wymówić mojego imienia i nazwiska. Tłumaczę jej, jak czyta się niektóre podwójne litery (np. rz) w naszym języku. Tongue Na posterunku odgałęźnym o wdzięcznej nazwie Obora łączymy się z linią z Jičína, a następnie docieramy do stacji Křinec, gdzie mamy dłuższy postój. Przesiadałem się tu kiedyś na mijance pociągów, gdy zaliczałem nieczynną już obecnie linię Dolní Bousov - Kopidlno. Aby nie pozostała mi luka w postaci odcinka Kopidlno-Křinec wyjechałem wtedy właśnie tutaj. W Czechach na szczęście planowanie przesiadek na krzyżowaniach nie jest aż tak ryzykowne jak w Polsce. Nasz dłuższy postój wynika z oczekiwania na pociąg z Jičína, który dołącza się do naszego składu. Przyjeżdża Regio Nova z dołączonym motorakiem. Gdy idę peronikiem kierownik pyta mnie dokąd jadę i informuje, że ostatni motorak jedzie do stacji Městec Králové, a tylko pierwsze dwa pojazdy do Nymburka, który jest moim celem. Niestety Regio Nova dość zawalona, więc ostatecznie decyduję się na motoraka, którym przyjechałem. Na stacji Veleliby łączymy się z linią z miasta Mladá Boleslav. Od tej stacji zaczyna się obszar PID, jednak ja kupiłem bilet jednorazowy do Nymburka, bo nie miałem pewności czy będę mógł kupić dobówkę w Bohumínie. W Nymburku niecałe pół godziny, ale to niestety za mało aby udać się na starówkę i zaliczyć miasto. Podjadę teraz Regio Novą do stacji Poříčany, która znajduje się na magistrali Praha-Ostrava. Ta lokalka to właściwie taki łącznik pomiędzy dwiema liniami z Pragi do Kolína. Frekwencja dość wysoka, ponieważ mamy popołudniowy szczyt i porę powrotów z pracy. Między Nymburkiem hl.n. a Nymburkiem město dochodzi łącznik umożliwiający przejazd ze stacji Veleliby do Nymburka město z pominięciem dworca głównego. Kursuje nim świąteczno-niedzielny pociąg Sp relacji Turnov-Praha. Na przystanku Třebestovice ciekawie pomalowana wiata. Na stacji Poříčany, która jest położona na łuku, szybka przesiadka na City Elefanta Praga-Kolín. Podjeżdżam nim do stacji Pečky, gdzie następuje kolejna szybka przesiadka, tym razem na motoraczka relacji Pečky-Kouřim. W pociągu nie ma kierpocia, więc przed odjazdem wszystkim pasażerom bilety sprawdza mechanik. Linia lokalna z momentami bardzo słabą prędkością, typowa odwozówka. Im dalej od węzła tym motorak staje się puściejszy. Na stacji Bošice, która znajduje się na totalnym odludziu odchodzi linia lokalna do stacji Bečváry (na linii Kolín - Ledečko). Kursuje nią weekendowy sezonowy motoraczek, w którym również ważne są bilety PID (co jest sytuacją trochę nietypową, bo większość pociągów turystycznych w Czechach ma swoje własne taryfy i nie honoruje żadnych zwykłych biletów). Nie wiem jednak kiedy będę mieć okazję wybrać się do Czech w dzień weekendowy, więc zdecydowałem się zaliczyć tylko linię jeżdżącą codziennie i nie łączyć jej na siłę z pociągiem turystycznym. O 17:37 wraz z niewielką garstką ludzi wysiadam na końcowej stacji Kouřim.

Pociąg powrotny odjeżdża za pół godziny, jednak ja go przepuszczę i zwiedzę sobie miejscowość, która gdy oglądałem ją na Google Street View wydała się dość ciekawa. Stacja znajduje się w odludnej okolicy na skraju miejscowości. Najpierw idziemy po kamiennej estakadzie, a następnie musimy wspiąć się krętą uliczką pod dość stromą górkę i w końcu dochodzimy do głównego placu w mieście. Jest tutaj muzeum, w którym mieści się punkt informacji turystycznej, ale o tej porze wszystko już jest nieczynne. Miasto bardzo senne, na ulicach nieliczni ludzie, wszystko pozamykane (nawet sklep spożywczy, który zamknął się na moich oczach), funkcjonuje jedynie knajpka. Znajduje się tutaj pomnik informujący, że jest to geograficzny środek Europy. Nie ma się jednak czym emocjonować, ponieważ takich ‘geograficznych środków Europy’ jest jeszcze z kilkanaście w różnych państwach i tak naprawdę nikt nie wie czy którykolwiek z nich faktycznie jest prawdziwy. Wychodząc z placu inną uliczką możemy dojść do Bramy Praskiej, obok której znajduje się jakiś dom spokojnej starości czy coś w tym stylu.. Po obejrzeniu miasteczka powoli kieruję się z górki w stronę stacji kolejowej. Po przybyciu zastaję już motoraka. Młody mechanik przed odjazdem sprawdza mi bilet. Praktycznie na całej trasie powrotnej mam prywatnego motoraka. Po drodze mijanka, podczas której mechanicy ucinają sobie pogawędkę. Na fotkę załapuje się wiata na przystanku Chotutice. O 19:41 jestem ponownie na stacji Pečky. Miałem tu mieć znowu szybką przesiadkę, ale okazuje się, że osobówka do Pragi ma kilka minut w plecy, więc mogę zwiedzić i udokumentować stację. City Elefantem jadę do Pragi. Wysiadam na dworcu Praha-Libeň i mam niecałe pół godziny do městskej linki, którą pojadę na Holešovice, aby dotrzeć na mój nocleg tam gdzie zawsze czyli w hostelu Plus Prague. Czas wykorzystuję aby zajrzeć do budynku dworca, w którym nie ma żywego ducha oraz na zakup wody. Do Holešovic pojadę czeskim kiblem tzw. Żabą. Trafiłem na najklasyczniejszą wersję z otwieralnymi oknami (na drugim obiegu jeździ skład, który w oknach ma lufciki). Standard jazdy zbliżony do naszego EN57. Składy te w większości zostały już wycofane, městská linka jest chyba jedyną trasą, na której można jeszcze je spotkać. Kilka minut jazdy i jestem na dworcu Holešovice. Zanim udam się do hostelu idę jeszcze do znajdującego się w przejściu między stacją metra a kolejową punktu z pizzą o nazwie MIKI. Zakupuję dużą pizzę za 120 koron, do której dostaję puszkę Pepsi gratis. W tutejszych tunelach nie jest zbyt przyjemnie, więc idę skonsumować ją na peron, przy którym stoi sobie rychlik do Czeskich Budziejowic. Powraca też Żaba, którą tu przyjechałem. Mechanik zapomniał włączyć końcówki (albo coś się zepsuło), więc z tyłu zamiast czerwonych lampek są białe co wygląda trochę śmiesznie. Po zjedzeniu pizzy podjeżdżam tramwajem na Ortenovo náměstí i idę do hostelu. Z racji tego, że jest środek sezonu wakacyjnego, ceny są wyższe. Za 1 noc zapłaciłem 351 koron. Mój pokój to 2 moduły 4-osobowe z łazienkami.


DZIEŃ 2 - 10.08.2017.
Praha - Černošice-Mokropsy - Praha - Pardubice - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn

Dziś w planie mam zaliczenie promów, które mi pozostały. Zamierzałem wstać trochę wcześniej, ale ostatecznie zebrałem się dopiero po 8:00. Pierwotnie pierwszy dzień wyjazdu miał być dopiero dzisiaj, jednak z pewnych powodów wycieczka została przesunięta o dzień wcześniej. Tymczasem od samego rana docierają do mnie informacje, że po burzy nie kursują pociągi na trasie Racibórz-Bohumín i gdybym jechał w pierwotnie zaplanowanym terminie to cały mój wczorajszy plan posypałby się. Po opuszczeniu hostelu szybka wizyta w spożywczaku, następnie podjeżdżam tramwajem na dworzec Holešovice. Następnie metrem na dworzec główny i wsiadam w City Elefanta do stacji Beroun. Moim celem jest stacyjka Černošice-Mokropsy, nieopodal której znajduje się prom P4, ten który został włączony do PID dopiero od tego sezonu. Trochę źle zrobiłem, że nie zebrałem się na pociąg pół godziny wcześniej, ponieważ dotrę na prom bardzo na styk (a jeszcze muszę go znaleźć), a kursuje on tylko raz na godzinę. Po przyjeździe na miejsce szybko biegnę kierując się według schematu, który miałem wydrukowany ze strony internetowej. Prom jest lekko schowany za krzakami i znajduje go w ostatniej chwili. Przepływamy na drugą stronę, gdzie wyskakuję na szybką fotkę i wracamy z powrotem. Okazuje się, że przeprawa między brzegami Berounki włączona do PID jest tylko niewielką częścią całej trasy, którą pokonuje ten prom. Pływa on w dwóch różnych kierunkach Berounki (między innymi do plaży) a rozkład jest tak zaplanowany, żeby co godzinę pojawiał się w rejonie stacji kolejowej, aby obsłużyć przewóz w ramach PID. Zrobienie pełnego kółka i całej trasy trwa ze 3 godziny, a na przejazd trzeba zakupić bilet całodzienny za 150 koron, który jest ważny we wszystkich kursach do końca dnia, więc można sobie robić przerwy. Ja powracam na stację kolejową, tym razem już spokojnym tempem, bo pociągi do Pragi są co pół godziny, więc nie muszę się spieszyć. Przy stacji znajduje się budka z lodami i granitą, a w budynku stacyjnym dostępna jest dość duża poczekalnia oraz kasa biletowa. Poczekalnia urządzona oczywiście w kolejowych klimatach, na ścianach różne plakaty z czeskimi pociągami. Peron dość obskurny. City Elefantem powracam do Pragi i wysiadam na dworcu Smíchov. Tramwajem sprzed dworca podjeżdżam do przystanku Lihovar. Podchodzę kawałek do kolejnego promu, który pływa na trasie Lihovar- Veslařský ostrov. Obsługuje stateczek o imieniu Josefina. Jestem jedynym pasażerem. Nieopodal nas dryfują sobie wioślarze. Nie wiem jak fachowo nazywa się ta dyscyplina, ale wygląda to tak, że osoba ma w ręce wiosło i płynie sobie wolno stojąc na niewielkiej plastikowej platformie. Przy drugim przystanku promu znajduje się duży statek Racek, którego okna wyglądają jakby były żywcem wzięte z czeskich wagonów kolejowych (a może są? Tongue ). Statek po wysadzeniu mnie udaje się w drogę powrotną. Przedostanę się teraz do ostatniego brakującego mi promu, bo po tej stronie rzeki mogę to zrobić bezpośrednim tramwajem. Jestem dokładnie między przystankami, więc muszę kawałek podejść pieszo. Na przystanku Dvorce wsiadam w 17-kę i jadę do przystanku Nádraží Modřany. Ponieważ mam chwilę czasu robię szybkie fotki przystanku Praha-Modřany zastávka. Następnie idę na prom, który przypływa do mnie z drugiego brzegu. Tutaj też jestem jedynym pasażerem nie licząc dużego psa od sternika, który pływa z nim na każdym kursie. Po przepłynięciu na drugą stronę (Lahovičky) robię krótki spacer po parku, który się tam znajduje. Z drugiej strony rzeki mamy ładny widok na przystanek kolejowy, na którym niedawno byłem. Gdy zbliża się godzina kolejnego kursu powracam na prom. Sternik widząc mnie pyta czy chcę wrócić na drugą stronę i przewozi mnie (znów jako jedynego pasażera) przed czasem. Szybko idę na tramwaj i ponownie 17-ką wracam do przystanku Dvorce. Idę ponownie na prom P3 aby przepłynąć nim w drugą stronę. Po chwili oczekiwania przypływa Josefina. Tym razem nie jestem już jedynym pasażerem, bo oprócz mnie płynie jeszcze gość z rowerem. Po przybyciu ponownie na Lihovar tym razem autobusem (bo przystanek był bliżej i akurat coś podjechało) wracam na dworzec Smíchov. Przesiadam się na metro. Podjeżdżam do stacji Anděl i zaglądam na chwilę do położonej w pobliżu galerii handlowej. Przed galerią koncertują Indianie. Znów metrem jadę na Náměstí Republiky. Zaglądam na chwilę na dworzec Masarykovo, a następnie pieszo dochodzę na dworzec główny.

Zanim udam się na peron tradycyjnie zaglądam na stoisko z filmami za 10 koron (tym razem przepuściłem 30). Zajmuję miejsce w EC PRAHA. Do mojego biletu miejscówka jest bezpłatna, a wybrane przeze mnie miejsce odpowiada mi. W internecie widzę, że nadal nie kursują pociągi między Raciborzem a Bohuminem. Podróż przebiega spokojnie, a w jej trakcie regularnie sprawdzam co dzieje się na trasie z Bohumína do mojego domu. Na szczęście z prezentowanych opóźnień i komunikatów wynika, że w okolicach 16:00 pociągi zaczęły kursować, chociaż nie do końca punktualnie. Na szczęście mój kibel ma bardzo długie przejście na stacji w Bohumínie, więc nie grozi mu opóźnienie wtórne. Między Ostravą a Bohumínem jedziemy trochę nietypowo, ponieważ przed samym Bohumínem odbijamy w prawo od głównej linii i jedziemy jakimś bocznym torem, a na stację wtaczamy się od tej strony, z której wchodzi linia z Orlovej. W Bohumínie pociąg kończy bieg, ponieważ w związku z zamknięciem CMK został odwołany na odcinku Bohumín-Warszawa na cały okres zamknięcia. Dziś jest ostatni dzień skrócenia relacji, od jutra wszystko ma wrócić do normy. Na szczęście polski kibel stoi na swoim miejscu. W międzyczasie przyjeżdża EC PORTA MORAVICA z Warszawy do Pragi. Przyprowadza go EU07, która zostanie wymieniona na EP09. Na torze obok zameldowało się Pendolino, co pozwala na zrobienie wspólnych fotek jego i dziewiątki. W polskim pociągu zakupuję przejściówkę i punktualnie ruszamy. Między Chałupkami a Raciborzem za naszymi plecami pojawia się czarna chmura, a po jakimś czasie dochodzi też silny wiatr. Goni nas burza. Na trasie Chałupki-Racibórz trwa remont. Niektóre stacje są już zmodernizowane. Fotografuję wszystkie. W Roszkowie Raciborskim ewidentnie ktoś się zagalopował z tablicą. W Raciborzu jest już półmrok i zaczyna kropić deszcz. Szybka przesiadka na regio do Kędzierzyna i jedziemy dalej. Nawałnica dopada nas w Dziergowicach. Na systemie informacji pasażerskiej w pociągu uwzględniony jest też służbowy przystanek dla kolejarzy przy kędzierzyńskiej szopie. Na szczęście mimo burzy udaje się dojechać bez przeszkód, ale zanim udam się do domu muszę przeczekać kilkanaście minut na peronie aż deszcze osłabnie. W międzyczasie odjeżdża regio Gliwice-Wrocław. Kolejny udany wyjazd na moim koncie. Jeśli uda się zrealizować plany, to praskie promy nie będą ostatnim wodnym akcentem w tegorocznych relacjach.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/kolpro.html
Odpowiedz

#88
Fajne relacje też powonieniem takie zrobić tym bardziej, że kolejowe kółeczka zrobiłem łącznie w 14 krajach w Europie Smile
Odpowiedz

#89
WIEDEŃSKI FINAŁ


DZIEŃ 1 - 20.09.2017.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Brno - Břeclav - Bratislava

W drugiej połowie września miałem 3 dni wolnego z przeznaczeniem na wyjazd. Ponieważ nie miałem ani czasu ani weny na układanie czegoś nowego skorzystałem z użytej już dwukrotnie koncepcji i po raz trzeci wybrałem się do Wiednia licząc, że tym razem uda mi się już zrobić sieć tramwajową do końca. Tym razem wyruszyłem późniejszym regio do Raciborza czyli po 7:00 z Kędzierzyna i oczywiście, żebym mógł się trochę postresować złapaliśmy kilka minut w plecy i na osobówkę do Bohumína zdążyliśmy na styk. Podczas kontroli zakupuję przejściówkę i po 8:30 tradycyjnie meldujemy się przy bohumíńskim peronie 1A. Hol dworca jest już po remoncie i prezentuje się całkiem przyzwoicie. Zamontowano też drzwi na fotokomórki zamiast wcześniejszych nieporęcznych. Wizyta w kasie w celu podbicia powrotnej Včasnej jízdenki, a następnie podjeżdżam DETVANEM do Ostravy hl. n. , żeby nie kiblować w Bohumínie. Tam jak zawsze rundka po dworcowych sklepikach aż do przyjazdu mojego rychlika. W peronach spotykam też naszego ET41. Podróż do Brna bez przygód, tradycyjnie w starej przedziałówce na końcu składu. W Brnie mam 1,5 godziny czasu. Idę na starówkę, a na jednej z ulic trafiam na ciekawy motyw z parasolkami. Zachodzę też w rejony katedry Św. Piotra i Pawła, przy której mam okazję oglądać akcję zabierania źle zaparkowanych samochodów przez dwie lawety. Powracam na dworzec i w dalszą drogę udaję się EC DANUBIUS relacji Praga – Budapeszt. W Bratysławie jestem po 16:00. Zakupuję potrzebne bilety, a następnie idę zameldować do hostelu, tego co zawsze czyli PATIO. 2 noclegi kosztowały mnie 19,80 euro. Idę jeszcze na spacer po mieście. Zachodzę na starówkę oraz na Hodžovo námestie, gdzie w końcu mam okazję obejrzeć działającą fontannę z kulą. Oprócz tego docieram też na główny dworzec autobusowy, który posiada dwupoziomowy hol oraz masę stanowisk połączonych przejściem nadziemnym. Akurat przyjechał Polski Bus, który kończy tu bieg. Na górnym poziomie holu knajpka z kultowym Ikarusem 280. W drodze powrotnej zachodzę jeszcze do centrum handlowego Eurovea. Zanim udam się do pokoju robię zakupy spożywcze w Tesco i w miarę wcześnie kładę się spać.


DZIEŃ 2 - 21.09.2017.
Bratislava - Wien - Bratislava

Dziś podobnie jak ostatnio chciałem wyjechać pierwszym pociągiem do Wiednia o 5:37, ale ostatecznie wyrobiłem się na ten o 6:06. Po przybyciu na dworzec miłe zaskoczenie: zamiast standardowego składu czyli słowackich i austriackich bezprzedziałówek jedzie skład słowackich wagonów przedziałowych z 6-miejscowymi przedziałami. Mogę więc dospać wczesną pobudkę spędzając podróż na leżąco, tym bardziej, że widno robi się dopiero przed Wiedniem. Na wjeździe do Wien Hbf uchwycam peron, przy którym następuje załadunek autokuszetek w nocnych pociągach. Dawniej był to 1 (albo 2) perony z rampami na dworcu Wien Westbahnhof. Po 7:00 jestem na dworcu Wien Hbf. Po przybyciu do stolicy Austrii niezwłocznie rozpoczynam zaliczanie, aby maksymalnie wykorzystać dzień. Na początek linia metra U1 z jej nowym odcinkiem do Oberlaa, który został uruchomiony w tym miesiącu. Po dojechaniu do nowej stacji końcowej kilka zdjęć. Widać, że stacje na nowym odcinku są jeszcze nowe i błyszczące. W drodze powrotnej opuszczam U1 na stacji Reumannplatz. Celem jest linia tramwajowa 67, która w czasie budowy nowego odcinka metra na pewnym fragmencie była nieczynna, więc omijałem ją na poprzednich wyjazdach. Byłem przekonany, że po zakończeniu budowy U1 znów będzie można ją przejechać w całości, a tymczasem okazuje się, że nie da się zaliczyć już nawet tego fragmentu, który kursował jeszcze w czasie budowy. Potwierdzeniem tego jest zdemontowana sieć. Pozostaje mi udać się w inny rejon sieci, więc wsiadam w linię 67 jadącą w przeciwnym kierunku. Niestety pomyliły mi się trasy na schemacie i dopiero po 2 przystankach od skrzyżowania, na którym tramwaj skręcił nie tam gdzie trzeba zorientowałem się co jest grane. Wysiadam więc i wracam pieszo do Quellenplatz, gdzie wsiadam w 6-kę. Podjeżdżam nią do podziemnego przystanku Matzleinsdorferplatz. Przechodzę na właściwy peron i jadę 62. Do dworca Meidling idą dwie linie tramwajowe, drugą jeździ kolejka WLB do Baden (tzw. "Badenka"), którą niestety na bilecie wiedeńskim można zaliczyć tylko częściowo i chyba nie ma zbyt korzystnej cenowo opcji, aby zaliczyć resztę trasy poza Wiedniem. Udaję się teraz w południowo-zachodnie rejony Wiednia do końcówki Lainz, Wolkersbergenstrasse. Na trasie trafia się zielone torowisko. Po drodze mijamy też wypadek, którego uczestnikiem jest karetka pogotowia. Na pętli szybkie zdjęcia i tą samą brygadą ruszam z powrotem. Dojeżdżam do przystanku Hermesstrasse, gdzie odgałęzia się drugi kikut do zaliczenia. Okazuje się, że tramwaj, którym przyjechałem na razie dalej nie pojedzie, bo torowisko zablokował wspomniany wypadek z karetką. Na szczęście tor w drugą stronę jest przejezdny, więc mogę kontynuować zaliczanie linią 60 do pętli Rodaun. Miejmy nadzieję, że zanim objadę do pętli i wrócę, to trasa będzie już odblokowana. Tradycyjnie dokumentacja końcówki i ruszamy z powrotem. Na szczęście torowisko jest już udrożnione, więc mogę zaliczyć kolejny odcinek. Wysiadam na przystanku Hietzing, Kennedybrücke. Jest tu możliwość przesiadki na linię U4, która w tym miejscu idzie na powierzchni, nieco poniżej poziomu drogi. Wsiadam teraz w linię 10. Przede mną siadają dwie panie mówiące po polsku (zresztą, podczas moich wojaży po Wiedniu bardzo często słyszę polski język). Siłą rzeczy słyszę ich rozmowę, z której dowiaduję się między innymi, że trasa naszego tramwaju wiedzie koło polskiej ambasady. Jazdę kończymy na pętli Unter St. Veit, Hummelgasse.

W drodze powrotnej przejeżdżam linię 10 w całości (jedziemy między innymi w pobliżu pałacu Schönbrunn), aż do przystanku Dornbach, który znajduje się na innej przelotowej linii, a tramwaj którym przyjechałem ja, ma oddzielny peron, przy którym możliwy jest dłuższy postój. Nie odnajduję tutaj linii, którą według posiadanego schematu zaplanowałem sobie dalszą jazdę. Pewnie są jakieś zmiany czasowe, bo 10-ka, którą jechałem też miała trochę inną trasę. Wsiadam w linię 2 (której z kolei nie powinno tu być) i podjeżdżam na J. Nepomuk Platz. Właściwie to na jego skraj, bo sam plac jest obecnie rozkopany i stąd wynika zamieszanie w liniach tramwajowych. Na szczęście żaden odcinek nie jest wyłączony z ruchu, pozamieniane są jedynie relacje poszczególnych linii ze względu na to, że nie funkcjonują niektóre skręty. Na przeciwległej ulicy wsiadam w linię 9. Jadę nią do pętli Wallrißstraße. Jak się okazuje mogłem wysiąść przystanek wcześniej, na węźle, z którego odchodzą jeszcze 3 inne linie, a pętla na której wysiadłem to po prostu tor równoległy do sąsiedniej linii. Wracam więc pieszo na węzeł Gersthof, skąd jadę linią 40. Na końcówce Eckpergasse szybkie zdjęcia. Następnie wracamy ponownie do węzła Gersthof. Teraz wybieram linię 41. Dowozi mnie ona do pętli Pötzleinsdorf, przy której znajduje się kościół. Ponownie wracam w kierunku węzła Gersthof, ale tym razem już tam nie wysiadam tylko kontynuuję zaliczanie do przystanku Volksoper. Przesiadka na linię 42. Dojeżdżam nią do pętli Antonigasse (proszę nie kojarzyć z żadnym ministrem Tongue). Na powrocie zaliczam linię 42 w całości uzupełniając lukę i ląduję na dolnym poziomie pętli Schottento. Przechodzę na poziom górny i ruszam linią 44. Według schematu powinna jechać do przystanku Dornbach (gdzie zamiast niej zastałem 2-kę), a obecnie dojeżdżam nią do pętli Ottakringer Strasse / Erdbrustgasse (właśnie zamiast 2-ki). Szybkie fotki i tą samą brygadą ruszam dalej zaliczając pętle uliczną. Wysiadam ponownie na skraju rozkopanego placu Nepomuka. Przechodzę na odpowiedni przystanek i linią 9 jadę na Westbahnhof uzupełniając kolejną lukę.

Teraz postanawiam pozaliczać trochę metra, ponieważ jak już nieraz wspominałem, jest ono momentami ciekawsze nawet od kolei, ponieważ idzie na powierzchni ziemi i nierzadko po wysokich estakadach. Zaczynam od linii U6, którą dojeżdżam do końcówki Siebenhirten. Ta linia jest chyba najciekawsza z wszystkich ponieważ spora jej część idzie właśnie po wysokich estakadach, na których znajdują się również stacje o nieco zabytkowej stylizacji. Na końcówce szybkie fotki i ruszamy z powrotem. Dojeżdżam do stacji przesiadkowej Längenfeldgasse i przesiadam się na U4, którą jadę do końcówki Hütteldorf. Bezpośrednio obok znajduje się stacja kolejowa Wien Hütteldorf. Wracam do Längenfeldgasse i ponownie przeskakuję na U6. Tym razem jadę nią do Spittelau, aby zaliczyć brakujący odcinek i mieć linię już w całości. Następnie wracam do Alser Strasse. Ponownie przerzucam się na tramwaje, a konkretnie na linię 43. Jadę do pętli Neuwaldegg. Tym samym tramwajem ruszam w drogę powrotną. Po drodze mijamy plantację na dość stromym zboczu. Na przystanku Dornbach (gdzie już dziś byłem) przesiadam się na kursującą tu aktualnie 2-kę. Zaliczając kolejne brakujące kawałki dojeżdżam do głównego wiedeńskiego ringu, a tramwaj opuszczam na przystanku Burgring. Spaceruję trochę w rejonie znajdujących się w tym miejscu zabytkowych budynków, głównie muzeum historii sztuki Neue Burg. Po spacerze docieram na przystanek Dr.-Karl-Renner-Ring. Podobnie jak na Schottentor oprócz stanowisk dla linii przelotowych z ringu jest tutaj oddzielny peron dla linii, które zawracają tutaj po pętli ulicznej. Spotykam tu dość ciekawy tramwaj techniczny. Kolejna linia, w którą wsiadam to 46. Jadę nią prawie w pełnej relacji, bo wysiadam na Ottakring, gdzie rozpoczyna bieg linia U3. Zaliczam jej fragment powracając do stacji Volkstheater. Tutaj mam w zasięgu linię 49, która jest kolejnym moim celem (zaczyna na Dr.-Karl-Renner-Ring, ale można wsiąść na wcześniejszym przystanku żeby zając sobie miejsce). Jadę w pełnej relacji do pętli Hütteldorf (to moja druga wizyta w tej dzielnicy).

Zbliża się wieczór, więc wiem już, że jednak nie uda się skończyć sieci na tym wyjeździe. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku uda się wybrać jeszcze raz do stolicy Austrii, być może na bardziej już turystyczny wyjazd, na którym akcenty zaliczeniowe będą dodatkiem albo na wyjazd typowo zaliczeniowy, do którego dorzuci się jeszcze podwiedeńskie lokalki kolejowe. Niezaliczony pozostanie mi spory fragment linii metra U2 plus malutkie ogryzki innych, a z tramwajów pętla Nussdorf oraz parę dość długich odcinków w mieście plus Badenka, na której pozamiejski odcinek nadal nie mam pomysłu taryfowego. Wielkim znakiem zapytania pozostaje też końcowy fragment linii 67. Linią 49 powracam do przystanku Baumgarten, gdzie rozpoczyna bieg linia 52, która podjeżdża zaraz za moją 49-ką. Pojadę w pełnej relacji do Westbahnhof, ale ta linia bedzie do powtórzenia, bo jest już za ciemno, aby sensownie uznać zaliczenie. Po przyjeździe na Westbahnhof mam jeszcze trochę czasu, więc postanawiam pozaliczać jeszcze skrawki metra i obejrzeć ostatnią brakującą mi stację przesiadkową czyli Landstrasse, Wien Mitte. Wsiadam więc w U3 i dojeżdżam właśnie do tej stacji. Jest ona połączona z galerią handlową oraz peronami kolejowymi w tunelu. Wydaje mi się dość pogmatwana i gdy chwilę po niej po spaceruje stwierdzam, że chyba miałbym problem, aby ponownie znaleźć stację metra, z której przyszedłem. Rozpoczyna tutaj też bieg City Airport Train (CAT), który ma oddzielny peron. Nie znalazłem jednak wejścia na ten peron, prawdopodobnie wchodzi się na niego przez centrum obsługi City Airport Trainu. Powoli trzeba udać się na pociąg do Bratysławy. Pierwotnie planowałem uczynić to metrem w taki sposób, aby uzupełnić pozostałe skrawki, ale obawiam się, że mogę nie wyrobić się czasowo i ostatecznie decyduję się na S-bahn. Udaję się więc na perony kolejowe. Stojąc na peronie dla zwykłych pociągów w oddali widzimy peron pociągu lotniskowego. Kilka minut jazdy kolejką miejską i jestem na dworcu Wien Hbf. Szybka wizyta w McDonaldzie i udaję się na pociąg do Bratysławy. Jazda bez żadnych przygód, później spacerek z dworca głównego i przed 22:00 melduję się w hostelu.


DZIEŃ 3 - 22.09.2017.
Bratislava - Břeclav - Přerov - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn

Dzisiejszy dzień częściowo spędzę w Bratysławie, a w drodze powrotnej do domu zwiedzę sobie jeszcze Přerov - miasto, przez które przejeżdżałem niezliczoną ilość razy, ale nigdy nie było okazji ruszyć się poza dworzec. Z hostelu wychodzę dość późno, bo dopiero tuż przed godziną wymeldowania czyli 10:00. Robię spacer po mieście, w czasie którego spotykam pociąg uliczny. Następnie idę na bratysławski zamek, aby wykonać tam kilka zdjęć, które są mi potrzebne do pewnego projektu. Na dworzec docieram w samo południe. Na mój pociąg podobnie jak ostatnio oczekuje spory tłumek. Wtacza się EC DANUBIUS relacji Budapeszt-Praga. Na tyłach składu znajduję odpowiednie miejsce. Po około godzinie jazdy wysiadam w Břeclavi. Kręcę odjazd mojego pociągu, ale film chamsko psują mi czescy kolejarze idący peronem, którzy celowo wchodzą mi w cały kadr i są z tego faktu bardzo zadowoleni. Mamy też ciekawy kozioł oporowy, mam nadzieję, że to tylko jego tymczasowy stan. Tongue Wsiadam w pociąg Brno - Olomouc obsługiwany jednostką Inter Panter. Mam bezpłatną miejscówkę na ten pociąg, ale skład strasznie zawalony i na moim miejscu ktoś siedzi, więc znajduję sobie inne. W Přerovie mam niecałe 2 godziny czasu. W dalszą drogę zamierzam udać się rychlikiem Brno-Bohumín o 16:23. Idę w strone starego miasta, które znajduje się w pewnej odległości od dworca. Głównymi miejscami są 2 rynki. Jeden o współczesnym wyglądzie, na którym znajduje się między innymi kolumna, informacja turystyczna i sklepy. Wychodzi z niego deptak, którym możemy dostać się na położony nieco wyżej drugi rynek, który ma już dużo bardziej zabytkowy charakter, ale nie jest jakiś powalający i sprawia wrażenie zaniedbanego. Nieopodal płynie rzeka Bečva, nad którą mamy most z figurami różnych zwierząt. Wracając na stację łapię jeszcze zabytkową lokomotywkę z wagonem, która jest nieco schowana po prawej stronie budynku dworca. Na mój rychlik o 16:23 przybywam około 16:15. Okazuje się, że zaraz ma wjechać opóźniony EC POLONIA Wiedeń-Warszawa z 16:09, a mój rychlik też ma wypisane niewielkie opóźnienie. Ponieważ na czeskim odcinku polskie EC są zawsze strasznie zawalone zakładam przepuszczenie POLONII i zaczekanie na rychlik. Gdy przyjeżdża POLONIA moje przypuszczenia odnośnie tłoku oczywiście potwierdzają się. Idę wzdłuż składu i na końcu znajduję czeski wagon jadący tylko do Bohumína. W pierwszej chwili mimo tego wagonu i tak zamierzam czekać na rychlik, ale zobaczyłem w nim wolne miejsce i coś mnie tknęło, więc w ostatniej chwili, już po gwizdku kierownika wsiadam do EC. Z tablicy kierunkowej możemy dowiedzieć się gdzie skład pociągu śmiga pomiędzy kursami z i do Warszawy. Podróż upływa spokojnie i po 17:00 jestem w Bohumínie. Okazuje się, że decyzja o pojechaniu EC była bardzo dobra, bo rychlik, którym planowałem mocno zwiększył opóźnienie i przybył do celu prawie godzinę opóźniony. Następuję zmiana loka na EP09 i pociąg udaje się w dalszą drogę, już w złodziejskiej taryfie EIC. Na stacji trwają przygotowania do jutrzejszej imprezy kolejowej. Przybył zabytkowy motorak. Niestety z racji pracy nie mogłem wpaść na imprezę, jednak jak się później okazało pogoda zupełnie nie dopisała (cały dzień lało), więc strata nie była aż tak bolesna. Ostatni etap podróży to oczywiście kibelek KŚ do Raciborza. Ruszamy planowo, a kolejny rychlik z Brna (z którego planowo jest ok. 20 minut na pociąg do Polski) również ma opóźnienie i mijamy się z nim na wjeździe (i to jeszcze chamsko na sąsiadujących torach). Właśnie dlatego nigdy nie ryzykowałem przyjazdu tym pociągiem, a do Bohumína zawsze docierałem najpóźniej EC PRAHA. W Raciborzu przesiadka na kolejny kibel i ok. 20:30 jestem u siebie.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/wiefin.html
Odpowiedz

#90
Targi TRAKO 2017

29.09.2017.
Kędzierzyn - Gliwice - Katowice - Częstochowa - Łódź - Inowrocław - Bydgoszcz - Gdańsk - Poznań - Wrocław - Kędzierzyn

Pod koniec września odbyła się kolejna edycja targów kolejowych TRAKO w Gdańsku. Targi te odbywają się co 2 lata i właśnie 2 lata temu miałem okazję uczestniczyć w nich po raz pierwszy. Wrażenia były bardzo pozytywne, więc postanowiłem wybrać się i na tegoroczną edycję. Wyruszam regio do Gliwic o godzinie 19:00. W Gliwicach około pół godziny czasu, które schodzi mi na załatwieniu wymiany biletu związanego z inną moją planowaną podróżą. Następnie Elfem Kolei Śląskich podjeżdżam do Katowic. Mam tutaj około 2 godzin czekania. Do Gdańska udam się TLK POGORIA relacji Bielsko-Biała - Gdynia. Pierwszy raz będę mieć okazję jechać tym nocnym pociągiem i zarazem ostatni raz w takiej postaci, bo od nowego rozkładu będzie on obsługiwany Flirtem. Około 22:00 na dworcu pojawia się kol. Michał, który również jedzie POGORIĄ na targi do Gdańska, ale w wagonie sypialnym, więc podróż spędzimy osobno i spotkamy się dopiero przy hali targowej. Około 22:20 przybywa nasz skład. Na moim wagonie trafia się zdeklasowana jedynka co bardzo mnie cieszy. W moim przedziale 2 osoby, ale jeden pan uparł się, że będzie sobie czytać gazetę przy zapalonym pełnym świetle, a jedzie aż do Pabianic, więc za Częstochową znajduję sobie pusty przedział w tym samym wagonie i tam się przenoszę. Podróż spokojna. W Bydgoszczy dosiada się do mnie 2 chłopaków, którzy jak wnioskuję z rozmowy, jadą na inaugurację roku akademickiego na jedną z gdańskich uczelni. W Gdańsku Głównym jestem po 7:00. W końcu rozpoczął się remont wiat peronowych. Do targów mam prawie 3 godziny czasu. W przejściu podziemnym zakupuję bilet dobowy i pierwszym tramwajem jaki się trafia podjeżdżam na starówkę. O tej porze jest spokojnie, więc spacer w porannych promieniach słońca jest bardzo przyjemny. Spacer kończę na przystanku Chmielna, skąd kolejnym tramwajem podjeżdżam na dworzec główny. Spotykam się tu na chwilę z kol. Piotrkiem (Pepe), który udaje się do Warszawy. Następnie 3-ką jadę do Brzeźna, aby spędzić chwilę nad morzem. Do hali Amber Expo udam się przez dzielnicę Nowy Port, aby przy okazji przypomnieć sobie tą trasę. Wsiadam więc w 5-kę, na której trafia się tabor, którym nie miałem okazji jeszcze jechać. Na przystanku Władysława IV (który jest na pętli ulicznej w Nowym Porcie) muszę dokonać przesiadki z 5-ki na 10-kę. Jeszcze kilkanaście minut jazdy i wysiadam na przystanku w pobliżu hali Amber Expo, na którym czeka już na mnie Michał.

Wspólnie udajemy się na targi. Najpierw załatwiamy formalności związane z odbiorem wejściówek, a następnie rozpoczynamy zwiedzanie. Stoisk jak zwykle jest bardzo dużo, nie sposób odwiedzić wszystkie. Nas najbardziej interesują te związane z przewozami pasażerskimi (skupione w większości w głównej hali) oraz ekspozycja taboru, natomiast te typowo techniczne (w dostawionych namiotach) oglądamy tylko pobieżnie na szybko. Dwa duże stoiska posiada Izba Kolei, w ramach których prezentują się firmy należące do Izby. Dowiaduję się, że na dziś dzień zostało wstrzymane wydawanie "Raportu Tramwajowego", nad czym ubolewam, bo była to ciekawa publikacja. Kolejnym dużym stoiskiem są przewoźnicy samorządowi. W jednym miejscu można spotkać Koleje Śląskie, Koleje Małopolskie, Koleje Mazowieckie, Koleje Dolnośląskie i Koleje Wielkopolskie. Zamieniamy kilka słów z pracownikami poszczególnych spółek. Nieopodal jest też stanowisko Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej, przy którym można rozwiązać quiz i wygrać bardzo ładny album o ziemii łódzkiej, który zawiera również sporo zdjęć pociągów ŁKA. Wspólne duże stoisko ma też grupa PKP, gdzie prezentują się spółki z tej grupy. Tutaj również jest konkurs. Można pobrać specjalną ulotkę, z tekstem na temat polskich kolei, w którym brakuje niektórych słów. Wybrane litery z uzupełnianych słów, jak również z zamieszczonej tam krzyżówki tworzą długie hasło. Jak się okazuje uzupełnienie tekstu wcale nie jest takie proste i nastręcza nam z Michałem trochę problemów. Nagrody otrzymuje tylko kilkadziesiąt pierwszych osób, ale na szczęscie załapujemy się. Nagroda to torba z różnymi upominkami grupy PKP, w której między innymi kubek termiczny oraz workoplecak. Nieco dalej ma swoje stoisko PKP Energetyka. Sporą powierzchnię zajmuje też firma Tracktec. Nie mniej miejsca wykorzystuje również PESA Bydgoszcz, na której stoisku tradycyjnie możemy oglądać modele taboru. Nie brakuje też innych producentów taboru takich jak Solaris, Newag, Modertrans, Stadler czy Bombardier. Spore stoisko ma również Polregio, przy którym również chwilę rozmawiamy z pracownikami spółki. Jednym z najbardziej interesujących mnie stoisk jest ZDG TOR, na którym podobnie jak ostatnio można uzupełnić sobie archiwum czasopisma "Rynek Kolejowy". Egzemplarzy jest sporo, ale nie udaje się dorwać wszystkich z ostatnich 2 lat, bo niektórych brakuje. Bardzo ładne wizualnie jest stoisko ZTM Gdańsk, na którym od przemiłej obsługi można pozyskać ciekawe pamiątki np. ładnie stylizowane podkładki pod szklanki czy też grę memo dla dzieci, w której w bardzo dowcipny sposób przedstawione są pojazdy komunikacyjne. W ogóle jeśli chodzi o pozyskiwanie pamiątek i gadżetów możemy zaobserwować sporą różnicę w stosunku do poprzedniej edycji. 2 lata temu mało który wystawca chciał cokolwiek dawać, a pozyskanie jakiejkolwiek siatki czy reklamówki było nie lada wyczynem. W tym roku stos materiałowych siatek czekał już przed wejściem na halę przy rejestracji, a sporo wystawców samemu zaczepiało i coś wręczało, nawet jeśli nie podchodziło się do ich stoiska. Podejrzewam, że może wynikać to z faktu, że na tej edycji w ramach piątkowego Dnia Dla Publiczności po raz pierwszy odbywa się Dzień Kariery, w ramach którego firmy chcą zachęcać do pracy w branży kolejowej. Na stoiskach nie brakuje ulotek z ofertami pracy, odbywają się też różne wydarzenia np. warsztaty pisania CV. Jest również stoisko Techniki Transportu Szynowego (gdzie także można pobrać archiwalne numery czasopisma) oraz WARS-ik. Egzemplarzami czasopism częstują również Polska Gazeta Transportowa oraz Kurier Kolejowy.

Następnie udajemy się obejrzeć ekspozycję taboru. Zaczynamy od części tramwajowo-drogowej. Mamy tutaj trolejbus wodorowy Solarisa zaprojektowany dla Rygi. Jest też Tramino dla Lipska oraz Moderus Gamma, a także różne maszyny (najbardziej podobała mi się nazwa pojazdu Kolei Dolnośląskich - PUCUŚ Smile ). Przechodzimy na część kolejową, która jest dużo bardziej rozbudowana. W tym roku nie ma jednak nowości na miarę Dartów i Flirtów PKP IC sprzed 2 lat czy alstomowego Pendolino z jeszcze wcześniejszej edycji. Zaraz po wejściu na ekspozycję mamy pesowskiego Linka dla Polregio, w którym znajduje się między innymi Strefa Małego Podróżnika. Jest też kilka zmodernizowanych wagonów PKP IC (bezprzedziałowy, restauracyjny i przedziałowy). Wagony zaprzęgnięte są w EP05 i EP08, obie w historycznym pomarańczowym malowaniu. Niestety akurat obie lokomotywy są tak ustawione, że zrobienie im porządnego zdjęcia utrudnia ostre słońce. Podobnie jest z niektórymi innymi pojazdami. Niestety prezentowana EP05 nie wyjedzie już na szlak. Stadler prezentuje Flirta dla węgierskiego przewoźnik GYSEV oraz drugiego dla NSB (na zdjęciu z zewnątrz tylko ten dla GYSEV). Mamy też Elfa 2 dla Kolei Śląskich (i tutaj również brak zdjęcia z zewnątrz). Jest również kolejne (nie jestem w stanie powiedzieć już które) wcielenie EN57 - FENIKS (ciekawe ile jeszcze będzie modernizacji tej jednostki). Newag prezentuje Impulsa przeznaczonego na rynek włoski. Jego wnętrze może trochę zaskakiwać, szczególnie okna, które bardziej przypominają stadlerowskie (które spotykamy np. we Flirtach) niż te, które znamy w innych wersji Impulsów. Jeśli chodzi o lokomotywy to najciekawszą propozycją jest 207E Rail Polska. Jest to gagarin zmodernizowany do tego stopnia, że z lokomotywy spalinowej stał się lokomotywą elektryczną. Jest również E4DCUd-002 Lotosu oraz kilka inny maszyn, lokomotyw i wagonów.

Targi opuszczam po godzinie 14:00, Michał z racji, że ma więcej czasu bo wraca dopiero POGORIĄ zostaje jeszcze przez pewien czas. Do MIESZKA, którym opuszczę Gdańsk mam 2 godziny, ale muszę jeszcze pojechać do dzielnicy Zaspa, w której mam sprawę do załatwienia. Gdy docieram na przystanek zastaję masakryczny tłum ludzi, prawdopodobnie jakiś kurs wypadł i przez dłuższy czas nic nie jechało. Gdy w końcu nadjeżdża tramwaj w kierunku centrum to jazda nim jest jedną wielką masakrą. Opuszczam tą sardynkownię w najbliższym możliwym miejscu, w którym można przesiąść się na tramwaj w kierunku Zaspy. W tamtej dzielnicy wysiadam na przystanku Jana Pawła II, który znajduje się pośród estakad drogowych i pieszych. Na szczęście sklep, do którego potrzebuje się udać jest dość blisko. Na jednym z bloków ciekawy mural z Janem Pawłem II oraz Lechem Wałęsą. W drogę powrotną wyruszam tramwajem linii 2, którym docieram bezpośrednio do dworca głównego. Przybywa IC MIESZKO relacji Gdynia-Wrocław zaprzęgnięty w EP09. Z racji piątkowego popołudnia skład pęka w szwach mimo dużej ilości wagonów. W moim przedziale Polacy pracujący w Norwegii, którzy przyjechali w odwiedziny do ojczyzny. Pojawia się też jadąca do Poznania młodzież z Hiszpanii, która jest tu na wymianie: dziewczyna i 2 chłopaków. W naszym przedziale 2 wolne miejsca więc... chłopaki siadają, a dziewczyna musi dalej przebijać się przez zawalony korytarz szukając jakiegoś miejsca. Nawiązuje się rozmowa w języku angielskim pomiędzy Polakami z Norwegii a młodzieżą z wymiany. Tematy to między innymi wyszukiwanie najkorzystniejszych możliwości dojazdu w różne miejsca Polski i porównywanie ich. Z czasem rozmowa przeradza się w coraz większą integrację z coraz większą ilością procentów. Gdy wraz z Hiszpanami wysiadam w Poznania polska część przedziału już śpi (docelowo jadą do Namysłowa). Tongue Ja mam trochę czekania, a następnie wsiadam w IC PRZEMYŚLANIN. Tu z kolei w przedziale mam Ukraińców jadących do Przemyśla. Podczas podróży kierownik (albo konduktor) w dość chamski sposób rozkazuje usunąć z korytarza ogromną walizę (której nie sposób wsadzić na zawalone już półki z bagażami). Drużyna zapewne wrocławska, bo właśnie z tego gniazda spotykam najwięcej chamów. W Kędzierzynie jestem planowo około 2:00. Na koniec prezentuję to co przywiozłem z targów. Z ciekawych pamiątek oprócz wymienionego albumu o ziemii łódzkiej oraz podkładek i gry memo ZTM Gdańsk udało się pozyskać jeszcze kalendarz ścienny, puzzle i kubek termiczny. Oprócz tego oczywiście rozmaite smycze, notesy i długopisy, czyli rzeczy, które zużywa się na bieżąco i nigdy ich za wiele. Mam nadzieję, że uda mi się wybrać na kolejną edycję targów we wrześniu 2019.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/trako.html
Odpowiedz



Podobne wątki…
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Podsumowanie 2017 i plany na 2018 SAP102 0 2 329 02.01.2018, 16:08
Ostatni post: SAP102

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 Melroy van den Berg.